piątek, 31 października 2025

Recenzja Sadistic Force „Morbid Oddysey”

 

Sadistic Force

„Morbid Oddysey”

Black Flame Rebbelion 2025

Zespół ten nie ma może najdłuższej historii, bowiem powołany do życia został zaledwie pięć lat temu, jednak biorąc pod uwagę ich prężny styl działania (panowie mają już w dorobku trzy EP-ki, splita oraz dwa pełniaki), zdążyli zaskarbić sobie sporą rzeszę zwolenników. Jeśli dotychczas nie mieliście okazji spotkać się z tą nazwą, to nowe wydawnictwo Black Flame Rebellion będzie jak znalazł. Poza najnowszą EP-ką, o widocznym powyżej tytule, zawiera ono bowiem wszystkie pomniejsze materiały zespołu, czyli „Pain, Sex & Rapture”, „Black Moon Sadism” i dwa numery ze splitu z Hellrot. Łącznie daje to ponad godzinę muzyki. Sadistic Force to młodzi przedstawiciele starego grania. Czyli można się domyśleć, że thrash metal, i będzie to domysł słuszny. A jako iż młodzi są panowie, i gniewni, to owo wskrzeszanie lat dawno minionych wychodzi im tutaj naprawdę niezgorzej, mówiąc delikatnie. Przede wszystkim, wyraźnie słuchać, że muzycy swoje narzędzia twórcze opanowali na bardzo wysokim poziomie, oraz że, mimo poniekąd ograniczających wspomniany styl ram, potrafią zabłysnąć pomysłowością. Nie, absolutnie nie mam na myśli mieszania staroszkolnego młócenia z wpływami gatunków „awangardowych”, bo za jedyny dodatek wlany do tego kipiącego kotła uznać można elementy blackmetalowe, i to też przejawiające się bardziej w aspekcie wokalnym niż czysto muzycznym, lecz umiejętność sklejania naprawdę ostrych , chwilami mocno sentymentalnych melodii. Przez zdecydowaną większość czasu lecimy mocno do przodu, przy akompaniamencie tnących niczym brzytwa riffów, czasem bardziej, czasem mniej bezpośrednio nawiązujących do takich klasyków jak choćby Midnight, Venom, Abigail, czy Whipstriker (by wymienić choćby jednego przedstawiciela z pokolenia niżej). In plus zaliczyć należy fakt, że mimo wyraźnych wpływów, wymienionych linijkę wyżej, nie da się Amerykanom zarzucić dosłownego kopiowania, a klasyczną dzikość lat osiemdziesiątych starają się oni odtworzyć po swojemu. Z drugiej strony, nie ma tutaj silenia się na nie wiadomo jakie złożone aranżacje. Można powiedzieć, iż nagrania te są pierwotnie surowe i nieskomplikowane. Nie brakuje w nich z kolei wysokiej klasy partii solowych, bynajmniej nie wciśniętych tutaj na siłę, lecz stanowiących prawdziwą okrasę tych kompozycji, czy szorstkich wokaliz (choć także i staroszkolnych zakrzyków z drugiego planu nie zabrakło), i tego typowego, często kwadratowego rytmu perkusyjnego. Chwilami na gitarach pojawia się bardzo fajny, stonerowy efekt, jak choćby w „Lagoon of Doom”, dość nietypowy, aż zacząłem sobie szukać, czy to aby nie jakiś zagrany na sterydach cover. A jak przy coverach, to wspomnieć można, że parę się ich tutaj znalazło (nie będę psuł niespodzianki wymieniając tytuły), ale zostały tak sprytnie wplecione w styl Sadistic Force, że nie od razu załapałem, iż to nie utwory własne. Myślę, że każdy szanujący się fan thrash / black metalu powinien sięgnąć po te numery, bo to naprawdę bardzo siarczysty kopas w dupas. Zdecydowanie polecam.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz