Dunes
of Ash
„The
Fall of the Seven Sisters”
Signal Rex 2025
No
i to jest kurwa black metal! Nagły debiut kapeli znikąd, uderzył jak piorun z
jasnego nieba. Nic o tym projekcie nie wiadomo, poza tym, że składa się z
trzech muzyków, ale kto, co, gdzie i kiedy to już niełaska. Zresztą po co to
komu, bo diabelszczyzna w ich wydaniu to czyste bluźnierstwo. Arogancka
blasfemia oparta o najlepsze wzorce lat dziewięćdziesiątych, podana na surowo i
bez żadnych zbędnych dodatków. Zimne mięso niczym befsztyk tatarski, o
metalicznym posmaku, w którym czuć jedynie konieczne przyprawy. Ten krążek to
trzydzieści minut black metalu o lodowatym brzmieniu gitar, dudniącej perkusji
i dobrze słyszalnym basie, którym towarzyszą upiorne, i obrazoburcze wokale. Każdy
tutejszy, mroczny akord, każde tnące jak brzytwa tremolo, dowolnie wybrany,
dysonansowy riff i delikatnie oraz nienachalnie, modernistyczne zagrywki
bezczeszczą dobro i jasność. Kpina z świętości zapodana w zmiennych tempach
przy użyciu ortodoksyjnych środków i takiej produkcji. Piwniczne dźwięki, które
nie zostały pozbawione selektywności i pieczołowicie wyostrzone, tną do kości i
atakują mózg bezpardonowo wdzierając się do czaszki przez przewody słuchowe.
Black metal, który nie tylko bezlitośnie biczuje skórę, ale także dzięki
wolniejszym partiom i mistycznym harmoniom, wyłaniającym się z na pozór
bezładnej kakofonii głównych tekstur, roztacza rytualną atmosferę. Dunes of Ash
nie robią sobie jaj z pogrzebu i nie wprowadzają do swoich kompozycji żadnych
upiększeń czy też awangardowych udziwnień. Oni nie potrzebują ani klawiszy, ani
fałszywie błyszczących niczym tombak zawijasów, aby uzyskać klimat bezkresnego
zła. Ono bowiem tkwi w prostocie, brzmieniu i poważnym podejściu do tematu,
który jak słychać dzięki „The Fall of the Seven Sisters” zupełnie się nie
zużył. Wystarczy mieć to w sercu i umiejętnie przelać zamysł na pięciolinię,
żeby uzyskać efekt jakiego nawet Darkthrone by się nie powstydził. Black metal
w najczystszym wydaniu, który przywołuje ciemność i unicestwienie. Od początku
do końca niesamowicie spójny i konsekwentny. Złowieszcza muzyka, która nie
pozostawia wątpliwości co do intencji jej twórców. Wypełniona po brzegi
negatywnymi emocjami, które przeobrażają się w ceremonialne uniesienie. Nienagannie
skonstruowana od początku, hipnotyzując wpędza w rytualny trans, z którego nie
można się wyswobodzić do samego końca trwania tego albumu. Intensywne,
wysysające duszę doświadczenie. Nie jestem jeszcze pewien, ale „The Fall of the
Seven Sisters” może być największym, sonicznym przekleństwem tego roku. Tylko
dla wielbicieli black metalu z pierwszej połowy ostatniego dziesięciolecia, dwudziestego
wieku.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz