Abysmal
Descent
„Dismal
Thoughts”
Nuclear Winter Records (2025)
Logo,
które można pomylić z logiem Grave Miasma, kraj pochodzenia Belgia i do tego
supergrupa. Z doświadczenia można by w ciemno rzec, że powinna to być taka
chujnia z grzybnią, że nie warto by sobie zaprzątać tym głowy. Ale nie. Nowo
powstały (na gruzach Dehuman) Abysmal Descent, w którego szeregach udzielają
się muzycy takich kapel jak m.in. Putrid Offal i Neptunian Maximalism
skutecznie obala stereotypy, bo „Dismal Thoughts” to metal śmierci, który się
broni w każdym calu. Ale po kolei – faktycznie logo kojarzy się z Grave Miasmą,
supergrupy przeważnie obsysają i są bardziej marketingowym wabikiem niż czymś
niosącym synergiczną jakość, a Belgia nigdy mekką death metalu nie była. I
pierwszy kontakt z premierowym nagraniem Abysmal Descent również nie należał do
szczególnie udanych. W ogólnym zarysie jest to monumentalny metal śmierci,
mocno inspirowany literkami D i G od Morbid Angel, przestrzenny, z dużą ilością
pogłosu, z pozoru nieco rozwleczony, ale sprawny warsztatowo. Faktycznie,
słuchając tej płyty mimochodem, bez przywiązania do detalu można trochę to
wydawnictwo zbagatelizować, o czym sam się przekonałem. Na szczęście od samego
początku wyczuwałem w tych nagraniach coś dziwnie nieuchwytnego, co mnie
intrygowało i nakazywało wracać. I faktycznie posłuchałem sobie tego albumu
całkiem sporo zanim zdecydowałem napisać recenzję. Ekipa Treya Azagthotha
faktycznie jest tu głównym źródłem inspiracji, ale kompozycje tutaj zawarte idą
faktycznie dalej. Zadziwia mnie jak Belgowie operują przestrzenią i pewnym
mimimalizmem. Dużo tu wolnych i średnich tempa, riffy kroczą dostojnie, a
sekcja sukcesywnie nabija rytm. Nad wszystkim unosi się bardzo klasyczny
growling okraszony odrobiną pogłosu, co nasuwa mi mocne skojarzenia ze Stevem
Tuckerem. W tych wolnych fragmentach gitary wygrywają przestrzenne, eteryczne
frazy, czasem snujące się, innym razem gęste i naszpikowane tremolo, by za
chwilę przejść w nienachalne frażolety. Ciekawie robi się gdy muzycy przyspieszają
– z pozoru wszystko usztywnia się, dźwięki robią się zwarte, gęste i punktowe,
a przy tym kolejne aranżacyjne smaczki wyskakują z pudełka i częstują słuchacza
niuansami zupełnie jak na płytach (a zwłaszcza na pierwszej) Brutality z lat
90.. To te same wibracje, ten styl operowania melodią, techniką i aranżem. Przy
tym wszystkim wspaniałe się to jak Belgowie swobodnie przechodzą z technicznych
wygibasów i bodźcującej sieczki w pełne oparów i instrumentalnej ekwilibrystyki
motywu, które nasuwają skojarzenia z nieodżałowanym Cadaveric Fumes czy
bardziej nastrojowymi fragmentami dokonań Drawn And Quartered. To co można rzec
o „Dismal Thoughts” to to, że dzieje się tutaj dużo i to dużo ciekawego i dużo
dobrego. Klasyczny metal śmierci zagrany z inwencją, polotem, pomysłem i
błyskiem, a przy tym tak umiejętnie przemycający trochę schematów bardziej
charakterystycznych dla współczesnego oblicza death metalu. Nie traktujcie tego
materiału po macoszemu, poświęćcie mu czas i odrobinę uwagi, a na pewno będzie
Wam wynagrodzone. Okładka płyty doskonale oddaje jej zawartość – monumentalny,
soniczny bezkres, który pragnie nasz zdominować, osaczyć i nie pozwolić uciec.
Macie tu drodzy słuchacze do czynienia z naprawdę zajebistą płytą, którą
zdecydowanie warto będzie postawić w kolekcji i delektować się muzyką w
nadchodzące jesienne i zimowe wieczory.
Harlequin

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz