Arouse the Darkness
“Lost in Grief”
Mara Prod. 2025
Wydany trzy lata temu “Cemetery of Buried Hopes” był
naprawdę niezłym debiutem, i mocno obiecującym materiałem. Z tym tylko, że w
gatunku doom / death metal mało co jest mnie w stanie naprawdę zaskoczyć i
zainteresować, i najczęściej owa perspektywiczność rozchodzi się wraz z
kolejnymi wydawnictwami po kościach. Tym bardziej cieszę się, że wyjątkiem od
reguły jest akurat nasz krajowy duet. Na „Lost in Grief” słychać wyraźny
postęp. Panowie okrzepli, ich kompozycje nabrały dojrzałości, zniknęły z nich
elementy niepotrzebne czy przypadkowe, co zaowocowało ponad godziną muzyki na
światowym poziomie. Nie wiem, na ile moją ocenę kształtuje aura za oknem, wiem
natomiast, że już bardzo dawno nie odsłuchałem płyty z tego gatunku więcej niż
trzy razy, i to często bardziej z obowiązku niż dla przyjemności. „Lost In
Grief” kręci się u mnie na zapętleniu już pół dnia, i wciąga coraz bardziej. Ta
godzina z haczykiem, to sama klasyka lat dziewięćdziesiątych, i bynajmniej nie
chodzi mi o bezpośrednie podobieństwa muzyczne. Bardziej o to, że Arouse the
Darkness, podobnie jak mistrzowie pokroju My Dying Bride, Anatema, Novembers
Doom czy The Gathering potrafią budować niesamowitą atmosferę przygnębienia i
nostalgii, nie zapominając jednocześnie o tym, że grają muzykę metalową. Linie
melodyczne na tym krążku, poza sączącym się z nich smutkiem, są odpowiednio
ciężkie i niejednokrotnie potrafią mocno poddusić. Zwłaszcza w chwilach, gdy
towarzyszy im mocny growl. Oczywiście, nie brak tu tez elementów klawiszowych,
akustycznych, nastrojowych zwolnień i „jesiennego deszczu”. A to wszystko tak
kolorowo i niejednolicie splecione, jak mieniące się w tej chwili na drzewie
liście. Muzyka na „Lost In Grief” płynie bardzo naturalnie, przyciąga i
infekuje swoim klimatem. Bardzo istotną sprawą jest to, że w zasadzie nie ma
tutaj chwili, kiedy można by zrobić sobie krótką przerwę na zaparzenie herbaty,
bo materiał ten jest bardzo spójny, równy, i słucha się go w skupieniu od
początku do końca. A że brzmienie, podobnie jak sama muzyka, oparte zostało o
staroszkolne standardy, to doszukiwanie się na tych nagraniach jakichś
znaczących mankamentów mija się z celem. Fani death / doom, czy gothic / doom,
mogą po ten album sięgać bez wahania. Zdecydowanie jest to twórczość z górnej
półki, i jedno z ciekawszych wydawnictw ostatnich lat.
-
jesusatan

Cudowna płyta, wciągnęła mnie całkowicie. Sam jestem zaskoczony, bo z reguły unikam growli, a moje półki uginają się raczej od płyt w klimatach klasycznego heavy :)
OdpowiedzUsuń