„Gods of a Dead World”
Abstrakted Records 2023
Kanadyjski
Ethereal Void to stosunkowo młody byt, gdyż nazwa ta pojawiła się na scenie w
2021 roku. Od powstania zespołu minęły zatem cirka dwa lata, a trio z Kraju
Klonowego Liścia pod koniec maja 2023 roku zaatakowało swym drugim już albumem
długogrającym. Jak widać, prężnie panowie działają i nie zasypują gruszek w
popiele. Co natomiast można powiedzieć o muzyce, którą tworzą? Z pewnością jest
to Death Metal. Słychać także, że chłopaki odwołują się do korzeni tego
gatunku, lecz na owym tradycyjnym kręgosłupie stworzyli oni na tej płycie swoją
własną, przesiąkniętą w większym stopniu nowoczesną technologią wizję Metalu
Śmierci. Zdecydowanie bardziej maszynowe są na ten przykład beczki, zarówno pod
względem brzmienia, jak i samego wykonania ich partii, a do tego posiadają
zimny, mechaniczno-industrialny nalot. Podobnie zresztą, jak pulsujący ciężko,
przysadzisty bas o chropowatych
krawędziach, który bez mrugnięcia okiem łamie kończyny. Wiosła także szyją
precyzyjne, niemal zaprogramowane, brutalnie rozdzierające, mocno techniczne
riffy, zarazem jednak to właśnie w ich pracy najmocniej przebijają
OldSchool’owe, śmiertelne korzenie. Zaprawdę jest w nich tradycyjna moc,
klasycznie nieubłagany charakter i pewna, nasiąknięta ciemnością surowość
(nawet w tych bardziej melodyjnych akcentach, czy intrygujących, progresywnych
teksturach). Partie solowe natomiast ocierają się wręcz o wirtuozerię. Są
wykonywane z oszałamiającą zręcznością, a przy tym mają wysoce popaprany
feeling. Płytkę tę naszpikowano także dosyć gęsto i umiejętnie atonalnymi
akordami, dzięki czemu materiał ten ma wysoce hipnotyczne wibracje, które cisną
okrutnie, rezonując chorobliwie pod czaszką. Bezkompromisowe wokale również
możemy zaliczyć do frakcji klasycznej, ale klawisz, jak i niepokojąca
elektronika, która u słuchającego roznosi w pizdu strefę wewnętrznego komfortu,
to już element wszechobecnej dzisiaj, piekielnej, współczesnej automatyzacji. W
brzmieniu tego krążka także odnajdujemy klasyczne wzorce, jednak jego
całokształt został poddany swoistej destylacji i przefiltrowany przez
odhumanizowane, mechaniczne, zautomatyzowane
zdobycze teraźniejszości. „Bogowie Martwego Świata” nie jest albumem,
przed którym w poddańczej pozycji kolankowo-łokciowej biłbym pokłony, jednak
jest to z pewnością produkcja ciekawa, której warto poświęcić czas i atencję.
Zwłaszcza ci, którzy lubią połączenie starej szkoły z nowoczesnością, spędzą w
towarzystwie tego krążka wiele przyjemnych chwil, a może i zaliczą kilka
orgazmów, kto wie? Jest tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać. Wiecie
jaki?
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz