piątek, 12 stycznia 2024

Recenzja ETHEREAL VOID „Gods of a Dead World”

 

ETHEREAL VOID

„Gods of a Dead World”

Abstrakted Records 2023

Kanadyjski Ethereal Void to stosunkowo młody byt, gdyż nazwa ta pojawiła się na scenie w 2021 roku. Od powstania zespołu minęły zatem cirka dwa lata, a trio z Kraju Klonowego Liścia pod koniec maja 2023 roku zaatakowało swym drugim już albumem długogrającym. Jak widać, prężnie panowie działają i nie zasypują gruszek w popiele. Co natomiast można powiedzieć o muzyce, którą tworzą? Z pewnością jest to Death Metal. Słychać także, że chłopaki odwołują się do korzeni tego gatunku, lecz na owym tradycyjnym kręgosłupie stworzyli oni na tej płycie swoją własną, przesiąkniętą w większym stopniu nowoczesną technologią wizję Metalu Śmierci. Zdecydowanie bardziej maszynowe są na ten przykład beczki, zarówno pod względem brzmienia, jak i samego wykonania ich partii, a do tego posiadają zimny, mechaniczno-industrialny nalot. Podobnie zresztą, jak pulsujący ciężko, przysadzisty  bas o chropowatych krawędziach, który bez mrugnięcia okiem łamie kończyny. Wiosła także szyją precyzyjne, niemal zaprogramowane, brutalnie rozdzierające, mocno techniczne riffy, zarazem jednak to właśnie w ich pracy najmocniej przebijają OldSchool’owe, śmiertelne korzenie. Zaprawdę jest w nich tradycyjna moc, klasycznie nieubłagany charakter i pewna, nasiąknięta ciemnością surowość (nawet w tych bardziej melodyjnych akcentach, czy intrygujących, progresywnych teksturach). Partie solowe natomiast ocierają się wręcz o wirtuozerię. Są wykonywane z oszałamiającą zręcznością, a przy tym mają wysoce popaprany feeling. Płytkę tę naszpikowano także dosyć gęsto i umiejętnie atonalnymi akordami, dzięki czemu materiał ten ma wysoce hipnotyczne wibracje, które cisną okrutnie, rezonując chorobliwie pod czaszką. Bezkompromisowe wokale również możemy zaliczyć do frakcji klasycznej, ale klawisz, jak i niepokojąca elektronika, która u słuchającego roznosi w pizdu strefę wewnętrznego komfortu, to już element wszechobecnej dzisiaj, piekielnej, współczesnej automatyzacji. W brzmieniu tego krążka także odnajdujemy klasyczne wzorce, jednak jego całokształt został poddany swoistej destylacji i przefiltrowany przez odhumanizowane, mechaniczne, zautomatyzowane  zdobycze teraźniejszości. „Bogowie Martwego Świata” nie jest albumem, przed którym w poddańczej pozycji kolankowo-łokciowej biłbym pokłony, jednak jest to z pewnością produkcja ciekawa, której warto poświęcić czas i atencję. Zwłaszcza ci, którzy lubią połączenie starej szkoły z nowoczesnością, spędzą w towarzystwie tego krążka wiele przyjemnych chwil, a może i zaliczą kilka orgazmów, kto wie? Jest tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać. Wiecie jaki?

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz