środa, 31 stycznia 2024

Recenzja Spectral Voice „Sparagmos”

 

Spectral Voice

„Sparagmos”

Dark Descent Rec. 2024

Taką miałem cichą nadzieję, że zeszłoroczny split z Undergang był pewnego rodzaju zapowiedzią nowego dużego materiału Spectral Voice. Jak by nie patrzeć, od premiery „Eroded Corridors of Unbeing” minęło siedem lat, czas na nowe był zatem najwyższy. Na dobre rzeczy warto jednak czekać, a „Sparagmos” bez wątpienia do takich należy. Ten krążek to prawdziwy, czteroutworowy walec, który przez czterdzieści pięć minut dusi słuchacza i wysysa z niego ostatki życia. Sposób w jaki Amerykanie budują na tym albumie napięcie zaliczyć można jedynie do kategorii mistrzostwa świata i okolic. Przeważają tu masywne doomowe harmonie, bardzo silnie nawiązujące do genialnego Disembowelment. Ten charakterystyczny ton powolnie pulsującej w tle gitary powoduje, przynajmniej u mnie, autentyczne ciary na plecach. Można powiedzieć, że „Sparagmos” to piękna bestia, kusząca swoimi wdziękami, klimatycznym mrokiem i zapętlonym akordem, by za chwilę podnieść łeb i eksplodować energią. Sporo na tej płycie elementów funeral doomowych, potęgujących jej przygnębiający nastrój, kontrastowanych dla odmiany klasyką death metalu, choćby spod znaku Incantation. Kompozycje Spectral Voice są niczym balansowanie na granicy totalnego gradobicie i pobitewnej ciszy. Oczywiście nie jest to zabieg odkrywczy, jednak stosowany w tym przypadku z ponadprzeciętnym wyczuciem i umiejętnością. „Sparagmos” gniecie swoim majestatem, a bolesne niemal fizycznie napięcie zdaje się rosnąć z minuty na minutę. Poza tym mnóstwo na tym krążku drobnych dodatków w tle, dzięki czemu, bez sięgania po odległe stylistycznie gatunki, Spectral Voice stworzyli materiał niezwykle bogaty i zajmujący, okraszony kapką melancholii zahaczającej o brytyjskich klasyków death/doom . Równie różnorodnie jest w tytule ekspresji werbalnych. Poza growlami w różnych odcieniach pojawiają się także nieco Bolzerowe zakrzyki, ale i delikatniejsze środki przekazu. Nie wspomniałem o brzmieniu. To, jest masywne, dudniące, niczym odlane w ołowiu, a jednocześnie organiczne i selektywne, by żaden szczegół nie był w stanie umknąć naszej uwadze. „Sparagmos” jest płytą praktycznie doskonałą, opętlającą z perfekcją trzymetrowego Boa i nie pozwalającą na najmniejszy ruch nim nie wybrzmią ostatnie sekundy „Death’s Knell Rings In Eternity”. Zarazem jest to prawdopodobnie najlepszy materiał jaki wyszedł spod palców Jankesów, i to biorąc także pod uwagę ich dokonania pod szyldem Blood Incantation. Nowy rok dopiero się zaczął, ale dla mnie album ten już jest jednym z kandydatów do podsumowań za jedenaście miesięcy. Cudo!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz