Úlfarr
„Orlegsceaft”
Purity Through Fire 2023
Jeszcze
pół roku temu opisując ich split z Malfeitor, utyskiwałem, że chyba nie
doczekam się nigdy albumu Úlfarr. No i prawie go przegapiłem, bo ukazał się 21
grudnia i dopiero teraz, niemalże przez przypadek, wpadł do mojej skrzynki
pocztowej. No i świetnie, gdyż oprócz wstępu i zakończenia zawiera on sześć
nowych numerów, będących kontynuacją ujęcia z wyżej wymienionej składanki. Ci
czterej muzycy określają swoje podejście do tego gatunku jako Cumbria Black
Metal, co w moim mniemaniu nie jest z ich strony zbyt dużym nadużyciem,
ponieważ wyraźnie wypracowali swój styl. Co prawda jest to w czystej postaci
bleczur drugiej fali, lecz potraktowany w autorski sposób. Hrabstwo, które
zamieszkują członkowie Úlfarr, szczyci się mianem najrzadziej zaludnionego
obszaru Anglii i to zapewne wpłynęło na szczególną mizantropijność oraz
niespotykaną epickość nagrywanych przez tą kapelę dźwięków. Od poprzedniego
wydawnictwa w muzyce tego kwartetu słychać powiązania z muzyką Craft, które
uwidaczniają się w zimnych riffach podpartych, wysuniętym do przodu basem i
niosących ze sobą specyficzną niechęć do wszystkiego co żyje. Na tej
płaszczyźnie kompozycje Úlfarr są do bólu lodowate i swoją suchą obojętnością
wywołują ciarki na plecach. Z drugiej strony, od czasu do czasu, akordy
wygrywane przez ten zespół skręcają w stronę bardziej melodyjną i wtedy wypływa
z nich właściwa dla Nidrosian Black Metalu kultowa wzniosłość wraz z tęsknotą,
które kumulują się w bezsilną wściekłość. Cóż, po raz kolejny panowie z Kumbrii
zafundowali swoim odbiorcom klasyczny Black Metal tyle, że na swój własny
sposób. Kontrastowo naszpikowany emocjami i zarazem ich totalnym brakiem, a
wszystko podparte niesamowitymi wokalami. Dobrze wyprodukowana płyta, lecz
niepozbawiona surowości i powinna się ona znaleźć w kolekcji każdego fana
tradycyjnego Black Metalu, w którym niekiedy kostkowanie nagle cichnie, aby
wybuchnąć ostrym riffem bądź tnącym tremolo.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz