piątek, 12 stycznia 2024

Recenzja KOSTNATĔNĺ „Úpal”

 

KOSTNATĔNĺ

„Úpal”

Willowtip Records 2023

 


Ostatni, recenzowany przeze mnie materiał Kostnatĕní, czyli zeszłoroczna Ep’ka „Oheň Hoří Tam, Kde Padl” był dla mnie, delikatnie rzecz mówiąc, typowym, pretensjonalnym przerostem formy nad treścią. Nie wiem więc dlaczego sięgnąłem po „Úpal”, czyli drugi, pełny album tego projektu, który to w tym roku ukazał się w barwach Willowtip Records? Może skusiłem się ze względu na wytwórnię, wszak wiadomo, że to marka sama w sobie, a może po prostu miałem nadzieję, że tym razem D.L. stworzy coś bardziej konkretnego i mniej wiejskiego? Pomijając moje motywy, w pewnym stopniu miałem rację, gdyż najnowsza produkcja amerykańskiego horda nie zalatuje już zabawą na klepisku i jest nieco bardziej treściwa, ale mimo to nie trawię tych Black Metalowych (?) eksperymentów, jakie serwuje nam muzyk odpowiedzialny w całości za ów ansambl. Owszem, nie przeczę, facet potrafi grać i ma jakąś tam wyobraźnię twórczą, jednak cały czas nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jego wypaczona kreatywność, przekraczanie barier i łamanie konwencji odbywa się mocno na siłę. Ta muza chwilami robi wrażenie, no bo jak tu nie uchylić czoła przed wysoce popapranymi liniami wiosła, które lawirują pomiędzy chorymi, postrzępionymi dysonansami, harmoniami wywróconymi do góry dnem, ciężkim, przytłaczającym pełzaniem z okolic Doom Metalu, czy psychodelicznym zaginaniem nut w celu uzyskania tajemniczej atmosfery? Bębny z kolei, najczęściej pozbawione są jakiejkolwiek równowagi, a ich zmiany w obrębie rytmu, czy przejścia pomiędzy agresywnym jebnięciem a cięższymi uderzeniami są tak kwadratowe, że bardziej irytują, niż zachwycają. Ogólnie bardzo dużo na tej płycie dziwacznych tekstur o eksperymentalnym podłożu, nieharmonijnych, przeplatających się, zniekształconych linii gitarowych, jak i kontrapunktowych interakcji między nimi, atonalnych zagrywek, nieuporządkowanych melodii, mikrotonów i nieszablonowego, abstrakcyjnego szaleństwa instrumentalnego, jak i wokalnego. Problem w tym, że wszystko to poskładane zusammen razem do kupy po prostu się wg mnie nie klei lub w najlepszym wypadku trzyma na słowo honoru. Zamiłowanie twórcy do afrykańskiego i bliskowschodniego folku też bynajmniej nie poprawia sytuacji. No i chyba najważniejsze. Black Metal z założenia powinien być mroczny, zły i bluźnierczy. „Úpal” natomiast ze złem, mrokiem i bluźnierstwem ma tyle wspólnego, co ja z biskupem polowym Wojska Polskiego, albo i jeszcze mniej. Dźwięki, które tu słyszę, bardziej kojarzą mi się z żarem pustyni i podróżą na wielbłądach w towarzystwie plemienia nomadów, niż z czymkolwiek Diabelskim. Tak więc ci, którzy chcą, niech smażą się w słońcu i wpierdalają pustynny kurz. Ja zdecydowanie wolę smaki i aromaty piekła, więc „Úpal” do mnie nie trafia i nigdy nie trafi, a w dodatku cały ten materiał, podobnie jak „Oheň…” jest dla mnie po prostu przekombinowany. Jeżeli jednak mimo to macie ochotę się z nim zakolegować, to zabronić tego nikomu nie mogę.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz