Master
„Saints
Dispelled”
Hammerheart
Rec. 2024
Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ale Masteru
stuknęło właśnie czterdzieści lat. Ja pierdolę, powiem szczerze, że nawet na
mnie taki staż robi wrażenie. Jeśli dobrze liczę, to „Saints Dispelled” jest
piętnastym pełnym wydawnictwem Speckamanaa pod tym szyldem. Nie będę ukrywał,
że gdzieś tam po drodze kilka pełniaków mi uciekło, nie mniej jednak zawsze z
wielką chęcią sięgałem po jego kolejne wydawnictwa. Dlaczego? Z bardzo prostego
powodu. Facet po prostu jest gwarantem jakości, głównie dlatego, że nigdy,
nawet gdy zaczął już siwieć a jego broda osiągnęła długość jak u gości z ZZ
TOP, rura mu nie zmiękła i uparcie tworzył swoje. Ale czy piętnasty album
zespołu naprawdę nadal może bawić? Czy serio można na piętnastym krążku grać tę
samą muzyką bez zżerania własnego ogona?
Odpowiedź brzmi: i tak, i nie. Dziesięć nowych kompozycji, trwających
razem pięćdziesiąt minut to na pewno nic nowego. I nie da się ukryć, że muzyk
chwilami stosuje patenty identyczne jak choćby na klasycznych dziś „On the
Seventh Day God Created… Master” czy „Faith is the Season”. Na tym jednak
polega cały trik, że koleś w charakterystyczny wyłącznie dla siebie łączy death
metal z odrobiną thrashu, zatem jego piosenki rozpoznawać można praktycznie po
jednej nutce. Na nowej płycie nie ma absolutnie żadnych eksperymentów. Jest,
standardowo, dużo punkowego rytmu, jest konkretne riffowanie, oldskulowy
ciężar, nienachalna chwytliwość i Speckmann’owy wokal. „Saints Dispelled” to po
raz kolejny odgrzewany kotlet z tego samego mięsiwa, ale powiem wam jedno. Ten
album ma podstawową zaletę. Zajebiście się go słucha. Tak po prostu. Bo nie ma
na nim żadnych zapychaczy czy fragmentów, które można by wyrzucić. Tutaj każdy
kolejny utwór to kolejny banan lądujący na ryju i zaciśnięta w górze pięść. Żaden
z nich nie trąci myszką, żaden nie jest zbyt banalny, na żadnym nie czuć, że
wyszły spod palców sześćdziesięcioletniego dziada. Ilu znacie muzyków, którzy w
takim wieku potrafią tak mocno dopierdolić do pieca? Nie będę się niepotrzebnie
rozpisywał i podsumuję krótko. Ja sobie „Saints Dispelled” kupię zaraz po
premierze. I wam radzę zrobić to samo, bo to będą bardzo dobrze wydane
pieniądze.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz