środa, 17 stycznia 2024

Recenzja HEALTHYLIVING „Songs Of Abundance, Psalms Of Grief”

 

HEALTHYLIVING

„Songs Of Abundance, Psalms Of Grief”

La Rubia Producciones 2023

Healthyliving to ansambl, który para się dźwiękami z pogranicza alternatywnego Progressive Post-Metalu,  hipnotycznego, zadymionego Rocka z lat 90-tych i względnie umiarkowanej awangardy podlanej delikatnie Doom Metalowymi naleciałościami. W te rejony zapuszczam się stosunkowo rzadko, jednak po przesłuchaniu płytowego debiutu Zdrowego Trybu Życia, powiem Wam, będąc całkowicie świadom mych słów, że to płytka wyśmienita. Wcale mi nie odjebało. Ten materiał jest naprawdę doskonały. Zastanawiacie się pewnie dlaczego?Już Wam to wyłuszczam. „Pieśni Obfitości, Psalmy Smutku” to krążek wyborny przede wszystkim dlatego, że choć bardzo dużo tu wielorakich, niekiedy zapierających dech technik gitarowych, zróżnicowanej sekcji rytmicznej z wibrującym basem i zniekształconym metrum, która potrafi zarówno przyłożyć konkretnie w klatkę piersiową, jak i zaserwować ulotne, klimatyczne, pokryte mglistym całunem zadumy partie, oraz bogatych, koronkowych wykończeń harmonicznych, czy gustownych partii syntezatora, to jednak nie uświadczymy tu nadmiernie rozpasanego, instrumentalnego onanizmu, który jak to bywa często w przypadku takich produkcji, zaspokaja tylko nadęte ego muzyków. Nie doświadczycie tu także nadmiernej, całkowicie zbędnej złożoności, która tylko utrudnia odbiór muzyki, czy warstw, w które trzeba się namiętnie wgryzać, by dojść do sedna. Na tym albumie wszystko ma swoje miejsce (nawet faktury dźwiękowe, które wydaję się do pewnego stopnie improwizowane), jest stosunkowo nieskomplikowane, trzyma się uporządkowanej inscenizacji dźwiękowej (choć oczywiście pewną porcję smaczków tej płyty trzeba odkryć) i zastosowane jest w ściśle określonym celu. A celem tym jest stworzenie odpowiedniego klimatu i atmosfery tej produkcji, co muzykom Healthyliving w chuj się udało. Wibracje, jakie unoszą się nad tym albumem wbijają swe szpony głęboko w sferę duchową odbiorcy i są wręcz obezwładniające, w czym ogromną zasługę mają zaprawione przygnębieniem i żalem, sugestywne wokale, za które odpowiada Amaya López Carromero. Dominuje tu uczucie gorzkiej melancholii, która miejscami przybiera zdecydowanie bardziej depresyjne formy, zahaczając nawet momentami tu i tam o możliwość użycia ostrych narzędzi, bądź szarego mydła w celu porysowania sobie nadgarstków, bądź innych części ciała. Świetnie skomponowana, wciągająca i zapadająca w pamięć, przestrzenna, organiczna muzyka. Warto zanurkować w te transowe dźwięki, o ile oczywiście macie ochotę nieco odpocząć od brutalnego Death i Black Metalowego łomotu. Ja uważam, że warto.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz