wtorek, 23 stycznia 2024

Recenzja Onslaught Kommand / Rito Profanatorio “Pervertida Ceremonia Sangrienta”

 

Onslaught Kommand / Rito Profanatorio “Pervertida Ceremonia Sangrienta”

Necroscope Blasphemia 2024

No i mamy pozycję numer dwa w katalogu Necroscope Blasphemia. Po raz kolejny są to dźwięki południowoamerykańskie, tym razem w dwóch odsłonach, dających łącznie pięćdziesiąt minut muzyki. Na pierwszy ogień idzie Onslaught Kommand z Chile. Panowie dopiero co poczęstowali nas EP-ką wydaną w barwach Godz ov War, a tu już idą za ciosem i uderzają sześcioma nowymi numerami, plus cover Pungent Stench (ten sam, który zamieszczony był na „Visions of Blood and Gore”). Zaskoczenia nie ma. Dostajemy w ryj staroszkolnym death metalem, dokładnie takim, jakim go Szatan stworzył. Finezji w tym tyle, co w operacji plastycznej dokonanej za pomocą kafara. Potężne fangi padają na szczękę jedna po drugej, miażdżąc swoim ciężarem na krwawą maź. Przesadnych prędkości tu nie uświadczymy, gdyż wszystko dzieje się zazwyczaj pod dyktujący tempo punkowy d-beat, przy towarzyszącym muzyce głębokim growlu, wybrzmiewającym niczym ze studni. Technicznych zawijańców też nie stwierdzono. Kompozycje Chilijczyków są dość schematyczne, za to cholernie konsekwentne. Tu się ma trup ścielić gęsto a jeńców się nie bierze. Można powiedzieć, że to kwintesencja death metalu a na resztę spuścić zasłonę milczenia. Kolejne sześć piosenek to już dzieło Peruwiańczyków. Krótkie intro, na którym ktoś obdziera laskę ze skóry i dalej lecimy z koksem, choć w nieco szerszym stylu. O ile Onslaught Kommand to czysty death metal, tak tutaj doświadczamy zdecydowanie więcej naleciałości thrash i blackmetalowych. Wpierdol jest jednak tak samo intensywny i bezpośredni, mimo iż panowie urozmaicają swoje utwory obowiązkowymi diabelskimi samplami. Zdecydowaną różnicę robi także samo brzmienia, bardziej typowe dla tamtejszej sceny, podobnie jak nieco wyższy, chropowaty wokal. Śpiewane jest po hiszpańsku, co oczywiście ma swój niepowtarzalny urok. Znajdzie się w tej muzyce bardzo szeroki przekrój inspiracji, od Slayer po Masacra, ale żaden maniak sceny z tamtego zakątka świata nowatorskich wynalazków raczej spodziewać się nie powinien. Styka, że ten swoisty miks kopie dupsko aż miło i usiąść potem przez dłuższy czas się nie da. Wszystko zatem chyba jest już jasne. Ten split to rzecz nieodkrywcza, ale bardzo konkretna. Każdy powinien zatem doskonale wiedzieć, co z tym zrobić. A jak nie, to niech zapyta Diabła z okładki.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz