środa, 10 stycznia 2024

Recenzja Sacrofuck „Święta Krew”

 

Sacrofuck

„Święta Krew”

Godz ov War 2024

Debiutancki album Sacrofuck, który ukazał się niemal pięć lat temu, nie zyskał w mojej ocenie zbyt wielkiego poklasku. Był to materiał plasujący się gdzieś w okolicach średniej krajowej, i to w podskoku. Dlatego też po „Świętej Krwi” nie spodziewałem się niczego wielkiego, można powiedzieć, że podchodziłem do tej płyty na zimno. Czy coś się zatem zmieniło na lepsze? Trzeba przyznać, że owszem. Nie wiem na ile wpływ na to miało dołączenie do składu drugiego wioślarza, w postaci Violator’a, ale pod względem kompozycyjnym muzyka Sacrofack nabrała rumieńców i stała się zdecydowanie bardziej dojrzała. „Święta Krew” zawiera dziesięć kompozycji z gatunku death metal. I tym razem jest to już taki death metal, który potrafi ostro zajebać w pysk. Z tą jednak różnicą, że nowe piosenki są jakby bardziej logicznie poukładane, przemyślane i zróżnicowane. To już nie jest bezmyślny nakurw, byle mocniej, bez oglądania się na boki. Harmonie jakie tu usłyszymy nawiązują silnie nie tylko do szkoły brytyjsko - amerykańskiej, zarówno tej śmiertelnej jak i grindowej, jednak poszczególne utwory nie są oparte li jedynie na dwóch chwytach i bezlitosnym blastowaniu. Panowie wpuścili do swoich kompozycji więcej świeżego powietrza i przestrzeni, choć i tak przez większość czasu trwania tej płyty ta przestrzeń jest dość klaustrofobiczna. Sacrofuck nie dają bowiem zbyt wielu chwil na odpoczynek, czy złapanie haustu powietrza. Nawet w tych wolniejszych partiach, bardzo skutecznie trzymają słuchacza za szmaty i duszą masywnym riffowaniem. Nie brak tu też typowego, zwłaszcza dla szwedzkiego odłamu gatunku, d-beatowania z rytmicznym uderzaniem w struny, ostrych przyspieszeń czy odrobiny melodii, głównie w partiach solowych. Niemonotonne są także wokale, rzygające z nieprzeciętną agresją w różnych odcieniach. Po naszemu zresztą, choć tak naprawdę rzadko się to rzuca w uszy. A że całość brzmi naprawdę masywnie, to finalnie otrzymujemy rasowy death metal, którego słucha się bez ziewania od początku do końca. Krążek ten to wyraźny krok wprzód w muzyce Sacrofuck, i tym razem mogę bez uszczerbku na honorze stwierdzić, że mi się podoba. Zatem ci, którym muzyka zespołu dotychczas wydawała się nieco wybrakowana, niech sobie sięgną po „Świętą Krew”, bo jest spora szansa, iż rozczarowaniu się nie poczują.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz