Sacrofuck
„Święta
Krew”
Godz
ov War 2024
Debiutancki album Sacrofuck, który ukazał się niemal
pięć lat temu, nie zyskał w mojej ocenie zbyt wielkiego poklasku. Był to
materiał plasujący się gdzieś w okolicach średniej krajowej, i to w podskoku.
Dlatego też po „Świętej Krwi” nie spodziewałem się niczego wielkiego, można powiedzieć,
że podchodziłem do tej płyty na zimno. Czy coś się zatem zmieniło na lepsze?
Trzeba przyznać, że owszem. Nie wiem na ile wpływ na to miało dołączenie do
składu drugiego wioślarza, w postaci Violator’a, ale pod względem kompozycyjnym
muzyka Sacrofack nabrała rumieńców i stała się zdecydowanie bardziej dojrzała.
„Święta Krew” zawiera dziesięć kompozycji z gatunku death metal. I tym razem
jest to już taki death metal, który potrafi ostro zajebać w pysk. Z tą jednak
różnicą, że nowe piosenki są jakby bardziej logicznie poukładane, przemyślane i
zróżnicowane. To już nie jest bezmyślny nakurw, byle mocniej, bez oglądania się
na boki. Harmonie jakie tu usłyszymy nawiązują silnie nie tylko do szkoły
brytyjsko - amerykańskiej, zarówno tej śmiertelnej jak i grindowej, jednak
poszczególne utwory nie są oparte li jedynie na dwóch chwytach i bezlitosnym
blastowaniu. Panowie wpuścili do swoich kompozycji więcej świeżego powietrza i
przestrzeni, choć i tak przez większość czasu trwania tej płyty ta przestrzeń
jest dość klaustrofobiczna. Sacrofuck nie dają bowiem zbyt wielu chwil na
odpoczynek, czy złapanie haustu powietrza. Nawet w tych wolniejszych partiach,
bardzo skutecznie trzymają słuchacza za szmaty i duszą masywnym riffowaniem.
Nie brak tu też typowego, zwłaszcza dla szwedzkiego odłamu gatunku,
d-beatowania z rytmicznym uderzaniem w struny, ostrych przyspieszeń czy
odrobiny melodii, głównie w partiach solowych. Niemonotonne są także wokale,
rzygające z nieprzeciętną agresją w różnych odcieniach. Po naszemu zresztą,
choć tak naprawdę rzadko się to rzuca w uszy. A że całość brzmi naprawdę
masywnie, to finalnie otrzymujemy rasowy death metal, którego słucha się bez
ziewania od początku do końca. Krążek ten to wyraźny krok wprzód w muzyce
Sacrofuck, i tym razem mogę bez uszczerbku na honorze stwierdzić, że mi się
podoba. Zatem ci, którym muzyka zespołu dotychczas wydawała się nieco
wybrakowana, niech sobie sięgną po „Świętą Krew”, bo jest spora szansa, iż
rozczarowaniu się nie poczują.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz