środa, 3 stycznia 2024

Recenzja Terrestrial Sphere / Eros Rot Split

 

Terrestrial Sphere / Eros Rot

 Split

Defense Rec. 2023

Dzień dobry. Dziś przedstawić Państwu chciałem splita dwóch amerykańskich zespołów deathmetalowych. Co prawda jeden z nich, konkretnie ten pierwszy, zdążył był już się rozpaść, ale generalnie w niczym to nie przeszkadza. Zatem przejdźmy do rzeczy. Terrestrial Sphere (R.I.P.) prezentują się z trzema numerami, o łącznym czasie circa czternastu minut. Ich radosna twórczość to techniczny i solidnie połamany death metal. Skojarzenia z takimi nazwami jak Cannibal Corpse, Pestilence czy Dying Fetus będą tutaj bez wątpienia na miejscu. Zespół bowiem miesza w swoim kotle dość intensywnie. Te trzy piosenki to prawdziwy kalejdoskop zdarzeń. Pokręcone akordy przekładane są masywnymi zwolnieniami do potrzepania włosem, by za chwilę znów roztoczyć przed nami odjechane zawijarce. Przy tej muzyce jazda rollercoasterem wydaje się dziecinną zabawką, bowiem zmiana tematu następuje tu zdecydowanie częściej niż zakręty na tej zabawce z wesołego miasteczka. A i patent solowy na basie się trafi, jakieś zagranie akustyczne… Wokalnie też nie ma monotonii. Są chwile z wyższego rejestru growlem, są i mocniejsze, rzygające doły. A całość brzmi masywnie jak kurwa jego mać. No, powiem, że klasa. Tym bardziej szkoda, że chłopaki się pokłócili, bo zalążki były nader obiecujące. Na stronie B płyty kompaktowej, czyli od numery cztery do sześć, mamy Erosa co gnije. Mocno to przejście jest zaznaczone zmianą brzmienia, bowiem momentalnie wpadamy, przez nieoznakowaną dziurę, do głębokiej piwnicy. Dźwięk jest zdecydowanie bardziej demówkowy niż u poprzedników. A sama muza? No tu już się nie zakręcimy. Eros Rot to troszkę bardziej brutal niż technical death metal, co absolutnie nie świadczy, że gościmy pod strzechą prostotę. Zawijasów w tych nagraniach też sporo, ale jakby z mocniejszym pierdolnięciem. Czyli nie zabawa w wychwytywanie, w którą stronę pójdzie przeciwnikowi garda, tylko napierdol z całą siłą na szczękę. Więcej w tym przypadku skojarzeń z Incantation, choć w chwili gdy na wierzch wypływa przepięknie bulgoczący bas, to robi się w majtach cieplutko. Wokalista (albo „człowiek orkiestra”, bo Eros Rot to projekt solowy) też wypluwa z siebie liryki w mniej pokombinowany sposób a sekcja rytmiczna aż tak bardzo nie łamie schematów. Jednak… I to jest dość ciekawe. Odrzucając punkt odniesienia jakim jest Terrestrial Sphere, materiał Eros Rot także oceniłbym jako wysoce zaawansowany technicznie. Słychać, że zabawa w schematy Jacoba nie bawi i woli sztukować po swojemu. Biorąc pod uwagę, że ledwo co swoją przygodę z muzykowaniem rozpoczął, można, z dużą dawką prawdopodobieństwa zakładać, że coś z tego może być. I to już całkiem niedługo. No, to co? Do odsłuchu przystąp! A jak się spodoba, to sklep wiadomo na jakiej jest ulicy.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz