„Malivore”
I, Voidhanger Records 2023
Hasard
to jednoosobowy hord, za który całą odpowiedzialność ponosi Hazard, który to w
przeszłości urzeczywistniał swe wizje w Les Chantsdu Hasard. Czytając powyższe
zdanie można wywnioskować (oczywiście z przymrużeniem oka), że z gościa
prawdziwy hazardzista nieprawdaż? Wracając jednak do sedna sprawy, Hazard
poczuł się zmęczony własną twórczością w Les Chantsdu Hasard, w której łączył
muzykę klasyczną i orkiestrową XIX wieku (opierając się głównie na utworach
Straussa, Prokofiewa i Musorgskiego) ze strukturami wokalnymi charakterystycznymi
dla tradycyjnej diabelszczyzny. Zarzucił więc na razie prace dla tego projektu
i powołał do życia kolejną swą inkarnację o nazwie Hasard. Po przesłuchaniu
debiutanckiego longa tego nowego tworu, zatytułowanego „Malivore” stwierdzam, że
była to zdecydowanie słuszna decyzja, gdyż płytka ta naprawdę potrafi
przejechać się po mózgownicy, i to bardzo konkretnie. Obcujemy bowiem na niej z
solidnie zagęszczonym, dysharmonijnym Black Metalem, który jest wynikiem
połączenia zdeformowanej masy klasycznego instrumentarium z chorymi wokalizami
i ponurymi, mogącymi wywoływać koszmary, nasączonymi ciemnością,
syntezatorowymi partiami o industrialnym nierzadko szlifie. Dzieje się na tej
płycie naprawdę sporo i trzeba trochę czasu, aby to ogarnąć. Nie wszystko jest
tu bowiem ustrukturyzowane w klasycznym tego słowa znaczeniu, sporo na tym
krążku harmonicznych niuansów, oraz manipulacji dynamiką i teksturą
poszczególnych składowych. Wirujące, poplątane wzory rytmiczne pulsują niemal
pod spodem głównego nurtu tworząc jakby nienaturalnie wykrzywiony szkielet tego
albumu, na którym żerują zachłannie zdeformowane kontrapunkty melodyczne i przytłaczające,
hipnotyczne, klawiszowe ciągi dźwiękowe. Wiosłowanie na tej płycie jest równie
popaprane. Głębokie, zaciekłe, niebezpiecznie zbliżające się do kakofonii,
rozedrgane riffy, jak i nieco wyższe, spazmatyczne partie tremolowraz z
dysonansowymi fakturami akordów i dudniącymi obłąkanie partiami basu kreują do
spółki z nawiedzonymi, demonicznymi wokalami psychotyczną, piekielnie mroczną atmosferę, która dodatkowo
wzmacniana jest przez złowieszczo brzmiące głosy, jak i parapet wręcz
ucieleśniający chwilami zimną, industrialną złośliwość. Nie godzi się pominąć
także partii fortepianu, przy których Hazard pracował z Johnem Stevenem
Morganem. Upiorne nuty tego instrumentu połączone z nieharmonijnymi zagrywkami
gitarowymi tworzą ohydne, jeżące włos na głowie struktury, które pochłaniają
słuchacza w głąb ziejącej tu, amorficznej otchłani powykręcanych form
dźwiękowych. Z tej muzyki bije czysta, diabelska wrogość, sączy się jad i
żrąca, cuchnąca żółć. Jeżeli miałbym porównać „Malivore” do innych produkcji, to
powiedziałbym, że pewnymi punktami odniesienia mogą być niektóre z materiałów
Blut Aus Nord, Abyssal, Deathspell Omega, czy Akhlys, jednak francuski projekt
posiada zdecydowanie własną osobowość, więc owe porównania należy traktować
raczej jako pewien drogowskaz, niż bezpośrednią inspirację. Wyśmienity, wysoce
niepokojący materiał. Jak dla mnie jedna z lepszych płyt z popapranym Black
Metalem, jakie ukazały się Anno Bastardi 2023. Z wielką ciekawością będę
obserwował dalsze poczynania tego chorego projektu.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz