niedziela, 14 stycznia 2024

Recenzja HASARD „Malivore”

 

HASARD

„Malivore”

I, Voidhanger Records 2023

Hasard to jednoosobowy hord, za który całą odpowiedzialność ponosi Hazard, który to w przeszłości urzeczywistniał swe wizje w Les Chantsdu Hasard. Czytając powyższe zdanie można wywnioskować (oczywiście z przymrużeniem oka), że z gościa prawdziwy hazardzista nieprawdaż? Wracając jednak do sedna sprawy, Hazard poczuł się zmęczony własną twórczością w Les Chantsdu Hasard, w której łączył muzykę klasyczną i orkiestrową XIX wieku (opierając się głównie na utworach Straussa, Prokofiewa i Musorgskiego) ze strukturami wokalnymi charakterystycznymi dla tradycyjnej diabelszczyzny. Zarzucił więc na razie prace dla tego projektu i powołał do życia kolejną swą inkarnację o nazwie Hasard. Po przesłuchaniu debiutanckiego longa tego nowego tworu, zatytułowanego „Malivore” stwierdzam, że była to zdecydowanie słuszna decyzja, gdyż płytka ta naprawdę potrafi przejechać się po mózgownicy, i to bardzo konkretnie. Obcujemy bowiem na niej z solidnie zagęszczonym, dysharmonijnym Black Metalem, który jest wynikiem połączenia zdeformowanej masy klasycznego instrumentarium z chorymi wokalizami i ponurymi, mogącymi wywoływać koszmary, nasączonymi ciemnością, syntezatorowymi partiami o industrialnym nierzadko szlifie. Dzieje się na tej płycie naprawdę sporo i trzeba trochę czasu, aby to ogarnąć. Nie wszystko jest tu bowiem ustrukturyzowane w klasycznym tego słowa znaczeniu, sporo na tym krążku harmonicznych niuansów, oraz manipulacji dynamiką i teksturą poszczególnych składowych. Wirujące, poplątane wzory rytmiczne pulsują niemal pod spodem głównego nurtu tworząc jakby nienaturalnie wykrzywiony szkielet tego albumu, na którym żerują zachłannie zdeformowane kontrapunkty melodyczne i przytłaczające, hipnotyczne, klawiszowe ciągi dźwiękowe. Wiosłowanie na tej płycie jest równie popaprane. Głębokie, zaciekłe, niebezpiecznie zbliżające się do kakofonii, rozedrgane riffy, jak i nieco wyższe, spazmatyczne partie tremolowraz z dysonansowymi fakturami akordów i dudniącymi obłąkanie partiami basu kreują do spółki z nawiedzonymi, demonicznymi wokalami psychotyczną,  piekielnie mroczną atmosferę, która dodatkowo wzmacniana jest przez złowieszczo brzmiące głosy, jak i parapet wręcz ucieleśniający chwilami zimną, industrialną złośliwość. Nie godzi się pominąć także partii fortepianu, przy których Hazard pracował z Johnem Stevenem Morganem. Upiorne nuty tego instrumentu połączone z nieharmonijnymi zagrywkami gitarowymi tworzą ohydne, jeżące włos na głowie struktury, które pochłaniają słuchacza w głąb ziejącej tu, amorficznej otchłani powykręcanych form dźwiękowych. Z tej muzyki bije czysta, diabelska wrogość, sączy się jad i żrąca, cuchnąca żółć. Jeżeli miałbym porównać „Malivore” do innych produkcji, to powiedziałbym, że pewnymi punktami odniesienia mogą być niektóre z materiałów Blut Aus Nord, Abyssal, Deathspell Omega, czy Akhlys, jednak francuski projekt posiada zdecydowanie własną osobowość, więc owe porównania należy traktować raczej jako pewien drogowskaz, niż bezpośrednią inspirację. Wyśmienity, wysoce niepokojący materiał. Jak dla mnie jedna z lepszych płyt z popapranym Black Metalem, jakie ukazały się Anno Bastardi 2023. Z wielką ciekawością będę obserwował dalsze poczynania tego chorego projektu.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz