niedziela, 21 stycznia 2024

Recenzja Meridion „Caverns”

 

Meridion

„Caverns”

Iron, Blood and Death Corporation 2024

Czasami tak się zdarza, że posłucham jakiejś niepozornej płyty, wrzuconej na dobrą sprawę do odtwarzacza „na odczepnego”, a ona mną tak pozamiata, że nie wiem jak się nazywam. Siedzę wtedy z rozdziawioną paszczą patrząc tępo w monitor i nie wiem od czego zacząć. Meridion pochodzą z Chile, a rok dwudziesty czwarty rozpoczęli od wypuszczenia w świat swojego drugiego albumu. I muszę powiedzieć, że jest to prawdziwy potwór. I to wcale nie tylko z powodu ciężaru muzyki jaką na „Cavern” znajdziemy, lecz przede wszystkim różnorodności środków na tym albumie zastosowanej. Ujmując rzecz najogólniej, dostajemy tu trzydzieści siedem minut mikstury death i black metalu z rodzaju bardziej gruzowego. W kompozycjach Meridion przewijają się, a właściwie przenikają przez siebie, wpływy Portal, Teitanblood, Morbid Angel, Dead Congregation, czy Necros Christos, by wymienić tylko kilka najważniejszych nazw. One w zasadzie stanowią jedynie trzon tego, co Chilijczycy tutaj wysmażyli. Osiem kompozycji na „Cavern” to prawdziwy kalejdoskop zmieniających się harmonii, od bardzo powolnych, duszących swoim ciężarem, po rozpędzone w dzikim wirze, pozawijane akordy przypominające swoją chorobą twórczość autorów „Outre”. Tutaj nic nie jest oczywiste, a na początku wydaje się wręcz zagmatwane. Nie wiadomo skąd pojawiają się odjechane klawiszowe tła, djentowe zjazdy, elementy orientalne, symfoniczne, partie fortepianu albo organów Hammonda czy żeńskie wokale, choć te ostatnie przyprawiają bardziej o ciary na plecach niż anielski śpiew. Wszystkie te składniki dozowane są z aptekarską wręcz dokładnością tworząc miksturę silnie halucynogenną. „Caverns” ma przedziwny, balansujący gdzieś między kosmosem a rytuałem klimat, wywołujący silne odczucie dyskomfortu i odurzenia. Sposób, w jaki Chilijczycy podtrzymują w swoich kompozycjach napięcie można porównać z tym, co na swoich albumach prezentował amerykański Howls of Ebb, także czerpiący z podobnych muzycznie źródeł. Albo Khthoniik Cerviiks, równie sprawnie żonglujący kontrastami. Zresztą ten krążek jest tak bogaty, że każdy z was może znaleźć na nim odniesienia do jeszcze czegoś innego. Ja co odsłuch potykam się o niezauważone uprzednio smaczki, sprawiające, że „Caverns” po prostu nie chce się odstawić z powrotem na półkę. Gdybym wystawiał noty, materiał ten otrzymałby maksymalnie wysoką. Wyśmienita rzecz!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz