sobota, 27 stycznia 2024

Recenzja AŪKELS „Meddjan Sklāit Ten”

 

AŪKELS

„Meddjan Sklāit Ten”

Werewolf Promotion 2023

Każdy, kto czytał moje wypociny odnoszące się do dwóch poprzednich płyt projektu Aūkels, czyli „Raynkaym” oraz „Ebwaidilīsnā” wie doskonale, że obie one trafiły w mój muzyczny punkt G. Z otwartymi ramionami powitałem zatem wydany pod koniec grudnia zeszłego roku, trzeci w dorobku krążek tego dowodzonego samodzielnie przez Pana W. zespołu zwący się „Meddjan Sklāit Ten”, na który tym razem składa się 8 wałków i prawie 70 minut muzyki. Gdy widzę tak długie albumy, to najczęściej zapala mi się czerwona lampka ostrzegawcza, jednak w przypadku twórczości Aūkels nie przeszkadza mi to w najmniejszym nawet stopniu. Dźwięki tego ansamblu chłonąć mogę wręcz godzinami i wiecznie mi ich mało. Dość już jednak o mnie. Czas przejść do rzeczy najważniejszej, a więc do zawartości „Meddjan…”. Najogólniej rzecz ujmując, jest to kontynuacja drogi zapoczątkowanej w 2020 roku. Diabeł jednak tkwi w szczegółach, więc mimo wspólnego, mocno zdefiniowanego rdzenia każda z produkcji, jakie wyszły spod ręki W. pod szyldem Aūkels była nieco inna i nie inaczej jest także i tym razem. Trzeci pełniak rzeczonej grupy jest chyba najagresywniejszą jak na razie ich płytą. Riffy są surowe, intensywne, mają ostre krawędzie i tchną wczesnozimowym chłodem, bębny biją ciężko i z konkretną gęstością, bas również rzeźbi grubo i sążniście, a z agresywnych wokali bije mizantropia i wibracje, które bynajmniej nie skłaniają do radowania się życiem. Bardziej bezpośredni charakter tego krążka nie odziera go wcale z klimatu, a powiedziałbym nawet, że wręcz przeciwnie. Cały czas panuje tu charakterystyczna dla kompozycji tego projektu hermetyczna, metafizyczna atmosfera mistycznej tajemnicy, jak i pewnego rodzaju wewnętrzne, ezoteryczne napięcie. Winę za taki stan rzeczy ponoszą głównie wyśmienite partie operującego z tyłu parapetu, doskonale asymilujące się z zawartością instrumentalną, sample odgłosów natury, wyważone, akustyczne miniatury, czy ulotne, niemal zniewalające deklamacje pewnej wieszczki o poetyckim wydźwięku pradawnej przepowiedni. Każdy dźwięk jest tu zresztą przemyślany i każdy oplata, hipnotyzuje i wciąga słuchacza w mistyczny świat kreowany na „Meddjan Sklāit Ten”. Wiedzcie jednak, że wcale nie jest to album na jedno posiedzenie. Tej płycie trzeba poświęcić trochę czasu i atencji, gdyż przy pobieżnym jeno przesłuchaniu nie odkryjemy tej obezwładniającej melancholii, jaką zaimpregnowane są melodie poszczególnych wałków, bogactwa gitarowych (a niekiedy i rytmicznych)struktur, haftów, niuansów i inkrustacji, które sięgają odważnie tam, gdzie wzrok nie sięga, nieco lżej brzmiących kontrapunktów, że nie wspomnę już o tekstach w naszym rodzimym narzeczu, które potrafią nieco ucisnąć i dać do myślenia. Ponownie muzyka W. zrobiła mi we łbie konkretny kocioł i sprawiła, że przynajmniej przez kilka dni będę chodził nieobecny i pogrążony w swych myślach, a wszyscy wokół będą myśleli, że mam focha. Chuj z nimi, niech se motłoch myśli co chce. Ja wiem jedno. „Meddjan…” to kolejne cacuszko w dyskografii Aūkels. Tak więc brać, kupować, grosza nie żałować.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz