AŪKELS
„Meddjan Sklāit Ten”
Werewolf Promotion 2023
Każdy, kto czytał moje wypociny
odnoszące się do dwóch poprzednich płyt projektu Aūkels, czyli „Raynkaym” oraz
„Ebwaidilīsnā” wie doskonale, że obie one trafiły w mój muzyczny punkt G. Z
otwartymi ramionami powitałem zatem wydany pod koniec grudnia zeszłego roku,
trzeci w dorobku krążek tego dowodzonego samodzielnie przez Pana W. zespołu
zwący się „Meddjan Sklāit Ten”, na który tym razem składa się 8 wałków i prawie
70 minut muzyki. Gdy widzę tak długie albumy, to najczęściej zapala mi się
czerwona lampka ostrzegawcza, jednak w przypadku twórczości Aūkels nie
przeszkadza mi to w najmniejszym nawet stopniu. Dźwięki tego ansamblu chłonąć
mogę wręcz godzinami i wiecznie mi ich mało. Dość już jednak o mnie. Czas
przejść do rzeczy najważniejszej, a więc do zawartości „Meddjan…”. Najogólniej
rzecz ujmując, jest to kontynuacja drogi zapoczątkowanej w 2020 roku. Diabeł
jednak tkwi w szczegółach, więc mimo wspólnego, mocno zdefiniowanego rdzenia
każda z produkcji, jakie wyszły spod ręki W. pod szyldem Aūkels była nieco inna
i nie inaczej jest także i tym razem. Trzeci pełniak rzeczonej grupy jest chyba
najagresywniejszą jak na razie ich płytą. Riffy są surowe, intensywne, mają
ostre krawędzie i tchną wczesnozimowym chłodem, bębny biją ciężko i z konkretną
gęstością, bas również rzeźbi grubo i sążniście, a z agresywnych wokali bije
mizantropia i wibracje, które bynajmniej nie skłaniają do radowania się życiem.
Bardziej bezpośredni charakter tego krążka nie odziera go wcale z klimatu, a
powiedziałbym nawet, że wręcz przeciwnie. Cały czas panuje tu charakterystyczna
dla kompozycji tego projektu hermetyczna, metafizyczna atmosfera mistycznej
tajemnicy, jak i pewnego rodzaju wewnętrzne, ezoteryczne napięcie. Winę za taki
stan rzeczy ponoszą głównie wyśmienite partie operującego z tyłu parapetu,
doskonale asymilujące się z zawartością instrumentalną, sample odgłosów natury,
wyważone, akustyczne miniatury, czy ulotne, niemal zniewalające deklamacje
pewnej wieszczki o poetyckim wydźwięku pradawnej przepowiedni. Każdy dźwięk
jest tu zresztą przemyślany i każdy oplata, hipnotyzuje i wciąga słuchacza w
mistyczny świat kreowany na „Meddjan Sklāit Ten”. Wiedzcie jednak, że wcale nie
jest to album na jedno posiedzenie. Tej płycie trzeba poświęcić trochę czasu i
atencji, gdyż przy pobieżnym jeno przesłuchaniu nie odkryjemy tej
obezwładniającej melancholii, jaką zaimpregnowane są melodie poszczególnych
wałków, bogactwa gitarowych (a niekiedy i rytmicznych)struktur, haftów,
niuansów i inkrustacji, które sięgają odważnie tam, gdzie wzrok nie sięga, nieco
lżej brzmiących kontrapunktów, że nie wspomnę już o tekstach w naszym rodzimym narzeczu,
które potrafią nieco ucisnąć i dać do myślenia. Ponownie muzyka W. zrobiła mi
we łbie konkretny kocioł i sprawiła, że przynajmniej przez kilka dni będę
chodził nieobecny i pogrążony w swych myślach, a wszyscy wokół będą myśleli, że
mam focha. Chuj z nimi, niech se motłoch myśli co chce. Ja wiem jedno.
„Meddjan…” to kolejne cacuszko w dyskografii Aūkels. Tak więc brać, kupować,
grosza nie żałować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz