wtorek, 16 stycznia 2024

Recenzja Unaussprechlichen Kulten „Häxan Sabaoth”

 

Unaussprechlichen Kulten

„Häxan Sabaoth”

Iron Bonehead Productions (2024)

Trudno oczekiwać od kapel z ponad ćwierćwiecznym stażem dzieł przełomowych i zaskakujących. Zazwyczaj to jest bazowanie na wypracowanym przez laty koncepcie, pozbawione chęci wyjścia poza pewną strefę komfortu. Chilijskie Unaussprechlichen Kulten gdzieś na etapie „Keziah Lilith Medea (Chapter X)” zaczęli kombinować ze swoją wizją postincantationowego metalu śmierci usiłując mu nadać pewne znamiona progresji i techniczności. O ile z tą próbą niespecjalnie się polubiłem, o tyle „Teufelsbucher” skutecznie wyeliminował defekty. „Häxan Sabaoth” będący szóstym pełnakiem ekipy z Andów dalej podąża tą ścieżką i muszę powiedzieć, że jestem totalnie kupiony tym materiałem. Wielce możliwe, że Unausspechlichen Kulten nagrało swój najlepszy album w karierze. Krystalicznie czysta produkcja „Teufelsbucher” poszła na spacer do lasu, w zamian dostaliśmy nieco odchudzone, pełne pogłosu brzmienie, które robi tu robotę. „Häxan Sabaoth” jest powiem naszpikowane guślarskim mistycyzmem, oniryzmem i totalnie odrealnionym vibem, dużo bardziej sugestywnym niż ten, który słyszeliśmy na poprzednim wydawnictwie. Nie będę tu pisał, że gitary wgniatają w ziemie, cośtam mieli, a coś tam smoli, bo bardziej tak nie jest niż jest. Są za to cudownie rozbudowane kompozycje, pomysłowe, w których dzieje się bardzo dużo, a klimat jest totalnie unikalny. Odnoszę wrażenie, że te pozornie niepasujące do siebie elementy, którymi od lat czaruje ten zespół nigdy nie były tak dobrze poukładane. Mam ochotę tu napisać, że „Häxan Sabaoth” jest takim deathmetalowym Cultes Des Ghoules, choć jest to pewne nadużycie. Chilijczycy wydają się tworzyć muzykę dużo mniej dosadną, gdzie ten element folkowy ma wymiar bardziej metafizyczny niż realny. Nie ma się co rozwodzić – jest to kawał świetnie zagranej, jeszcze lepiej napisanej i niegłupio wyprodukowanej muzyki, która ciekawi i intryguje. Chyba nie spodziewałem się aż tak dobrej płyty po tych jegomościach, okazuje się, że nie tylko Afterbirth mając spory staż na karku potrafi zaskoczyć czymś niebanalnym i nieoczywistym. Jak dla mnie zakup obowiązkowy.

 

                                                                                                                                             Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz