czwartek, 18 stycznia 2024

Recenzja White Death „Iconoclast”

 

White Death

„Iconoclast”

Werewolf Records 2023

Pod koniec grudnia ukazał się drugi album tej fińskiej kapeli, która chyba na cześć słynnego snajpera i jej krajana, przybrała swą nazwę. Tym razem White Death spłodził dziesięć numerów black metalu „made in Suomi”. Dwójeczka tego kwartetu to prawie pięćdziesiąt minut, w głównej mierze, szybkiego bleczura, którego cechuje całkiem wyraźna melodyjność. Pomijając chwytliwość tej płyty, dzięki niej dostajemy również masę euforycznych riffów o bojowym nastawieniu, którym towarzyszą wrzaskliwe wokale i wyraźna sekcja rytmiczna. Panowie potrafią również zwolnić, kierują w ten sposób swoją muzykę w rejony bliższe norweskiemu ujęciu w stylu Tsjuder i momentami przypominające wczesne Gorgoroth czy Taake. Ogólnie rzecz biorąc to tą dość zróżnicowaną produkcję, pełną różnorakich odniesień do brygad drugiej fali tego gatunku, zdominowało raczej szybkie tempo, które pędzi przed siebie, pokrywając lodem wszystko co żyje. Zapierdalające na złamanie karku akordy w swej zapamiętałości, przeradzają się chwilami we wręcz grindowe schematy i wraz z podwójnymi wokalami, jak choćby w czwartym utworze „Strife For Blood”, mielą zapamiętale szare komórki, niemalże tworząc swoistego rodzaju grind-black metal. „Iconoclast” to wydawnictwo pełne kontrastów, wynikających zdaje się z eklektycznego oraz przypadkowego podejścia do komponowania tego typu muzyki przez White Death. Dobrze wyprodukowany krążek, rzucający się w uszy swoją fińskością, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Supermarketowy black metal, który mogę jedynie potraktować z przymrużeniem oka. Tylko dla niewymagających słuchaczy i dla tych, którym wszystko jedno, byle black metalowo było.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz