White
Death
„Iconoclast”
Werewolf Records 2023
Pod
koniec grudnia ukazał się drugi album tej fińskiej kapeli, która chyba na cześć
słynnego snajpera i jej krajana, przybrała swą nazwę. Tym razem White Death
spłodził dziesięć numerów black metalu „made in Suomi”. Dwójeczka tego kwartetu
to prawie pięćdziesiąt minut, w głównej mierze, szybkiego bleczura, którego
cechuje całkiem wyraźna melodyjność. Pomijając chwytliwość tej płyty, dzięki niej
dostajemy również masę euforycznych riffów o bojowym nastawieniu, którym
towarzyszą wrzaskliwe wokale i wyraźna sekcja rytmiczna. Panowie potrafią
również zwolnić, kierują w ten sposób swoją muzykę w rejony bliższe norweskiemu
ujęciu w stylu Tsjuder i momentami przypominające wczesne Gorgoroth czy Taake. Ogólnie
rzecz biorąc to tą dość zróżnicowaną produkcję, pełną różnorakich odniesień do
brygad drugiej fali tego gatunku, zdominowało raczej szybkie tempo, które pędzi
przed siebie, pokrywając lodem wszystko co żyje. Zapierdalające na złamanie
karku akordy w swej zapamiętałości, przeradzają się chwilami we wręcz grindowe
schematy i wraz z podwójnymi wokalami, jak choćby w czwartym utworze „Strife
For Blood”, mielą zapamiętale szare komórki, niemalże tworząc swoistego rodzaju
grind-black metal. „Iconoclast” to wydawnictwo pełne kontrastów, wynikających
zdaje się z eklektycznego oraz przypadkowego podejścia do komponowania tego typu
muzyki przez White Death. Dobrze wyprodukowany krążek, rzucający się w uszy
swoją fińskością, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Supermarketowy black
metal, który mogę jedynie potraktować z przymrużeniem oka. Tylko dla
niewymagających słuchaczy i dla tych, którym wszystko jedno, byle black
metalowo było.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz