poniedziałek, 22 stycznia 2024

Recenzja Nocturnal Sorcery „Captive In The Breath Of Life”

 

Nocturnal Sorcery

„Captive In The Breath Of Life”

Kvlt 2024

Dziewiątego lutego powraca Nocturnal Sorcery ze swoim drugim albumem. Pierwszy był taki sobie, gdyż posiadał dwie twarze tak jakby ci czterej panowie nie mogli się zdecydować, w którą stronę pójść. Wpływy norweskiej drugiej fali mieszały się na nim z fińskim podejściem, które lubuje się raczej w tanecznych melodiach. Czy Nocturnal Sorcery wraz z „Captive In The Breath Of Life” wracają na tarczy?  Cóż, tak. Finowie odrobili lekcję i postawili na jedną ze stron, choć nie do końca. Zrezygnowali z cepelii na rzecz bardziej zdecydowanego w swym wyrazie kostkowania, uzyskując w ten sposób nienawistny i dość szybki black metal, który ciska gradem i tnie skórę niczym żyletki. Najnowsze wydawnictwo tej kapeli jest przy tym bardziej spójne niż debiut. Nocturnal Sorcery już nie wybierają między wyżej wymienionymi ujęciami czarciego muzykowania. Zdecydowali się na bezduszne i zaciekłe riffy, wygenerowane oczywiście przez wysoko oraz twardo nastrojone gitary, które skontrastowane z bulgoczącym basem i łomoczącą perkusją, tworzą niesamowity efekt. Jak jeszcze dodamy do tego całkiem niezłe blackowe wrzaski Maledictus’a Vult’a, to dostajemy dzieło kompletne. Wypełnione pędzącymi, zimnymi akordami, które niekiedy przechodzą w miarowe zwolnienia, a także miejscami liźnięte przez lodowate i niezwykle uwierające tremolo, które delikatnie naznaczone fińską chwytliwością skręca w folkowe klimaty. Jednakże nie razi to wcale, bo odciąża to chwilami ten materiał i lekko go urozmaica, a ich klasyczność pozbawiona jest przaśności. Zresztą niemalże w każda nacja w swych kompozycjach pozostawia pierwiastek kraju, z którego pochodzi, podkreślając tym samym swoją tożsamość. Nocturnal Sorcery nagrało bardzo dobry i zwarty krążek. Czysty black metal żywcem wyjęty z lat dziewięćdziesiątych, który nie pierdoli się tym razem w tańcu.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz