Kalt
Vindur
„Magna
Mater”
The Circle Music 2024
Odkąd
ukazał się ich debiut, to Dukla przestała mi się kojarzyć jedynie z prozą
Andrzeja Stasiuka, bo powiało z tej miejscowości black metalem. Pod koniec
stycznia dmuchnęło znowu i przyniosło trzeci album tej podkarpackiej kapeli. Nowa
płyta Kalt Vindur nie zaczyna się obiecująco. Pierwszy i zarazem tytułowy utwór
zatrważa infantylną melodyką, która w zestawieniu z dość miękkimi riffami i
akustycznymi wstawkami ostatecznie po prostu nuży. Słuchając go nie da się
jednak nie zauważyć zmiany w muzyce tego kwintetu, która w porównaniu do
poprzednich wydawnictw, nabrała wyraźnie mocy. Wszak warto przeżyć te
inauguracyjne siedem minut, gdyż kolejny kawałek „Żywioły”, niesie ze sobą
diametralną zmianę. Black metal w wykonaniu Kalt Vindur staje się nagle
zdecydowany i agresywny. Akordy płynące tu głównie w średnich i szybkich
tempach zamiatają naprawdę bardzo dobrze, siekając zwoje mózgowe, tworzą z nich
befsztyk tatarski. Co najważniejsze tych pięciu panów komponuje bleczur
wyłącznie na swoją modłę. Korzeni tej gędźby oczywiście nie dadzą rady się
wyprzeć, ale w między podstawowe dla tego gatunku formy stylistyczne wplatają
tyle różnych i nieoczywistych sposobów na kostkowanie oraz progresywnych
zagrywek, że czyni to z „Magna Mater” skrajnie gęstą materię. Do jej
kondensacji użyli cudnie brzmiącej sekcji rytmicznej, która nie jest tu jedynie
dodatkiem, lecz na równi z wiosłami kreuje tą niezwykle silną falę uderzeniową,
ekstra podbitą przez wściekłe i nieco histeryczne wokale Wojciecha Kozuba. Po
dwóch pierwszych, takich sobie produkcjach, ci muzycy z powiatu krośnieńskiego
powrócili z bezwzględnym materiałem, pozostawiając daleko za sobą mało
wyrazisty bleczur z „Delusions” i „…And Nothing Is Endless”. Ewoluował on w boleśnie
kąsający black metal, którego współczesne ujęcie nadało mu również
wielowymiarowości i oryginalnego charakteru. Czuć w nim tą polską wyjątkowość,
a także poprzez wyszukaną melodyjność i klasyczne wtrącenia, podkarpacki
klimat. Soczyste i jednocześnie wysublimowane. Choć niefortunnie się zaczyna i
trochę rozmydlając kończy go instrumentalny „Mist Over Cergova”, jak
najbardziej polecam.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz