Morgue
Terror
„Morgue
Terror”
Independent 2024
Heh, zajebista okładka. Zresztą nazwa zespołu też
zachęcająca. Od razu wiadomo, że death metal bez pierdolenia się w tańcu. Choć
przyznam, że spodziewałem się tu o wiele bardziej bezkompromisowego wpierdolu.
No dobra, po kolei. Duet występujący pod powyższym szyldem pochodzi ze Stanów.
Chłopaki wyglądają na wyluzowanych, choć wiadomo, że tacy często są
najgroźniejsi. Na swojej debiutanckiej EP-ce zapodają pięć kompozycji,
zamykających się w osiemnastu minutach. Jak oni krótko, to ja też. Żadnych
nowości tutaj nie ma. Dla jednych to plus, inni pokręcą nosem. Te utwory to
typowy, amerykański death metal, utrzymany w średnim tempie, dość skoczny na
hardcore’ową modłę, z przeflegmionym wokalem, rzygającym równie rytmicznie, co
przewijające się po sobie akordy. Pierwsze, i najtrafniejsze chyba skojarzenia,
jakie można odnieść przy dźwiękach „Morgue Terror” to bezpośrednie nawiązania
do Obituary i Six Feet Under. Panowie grają sobie w średnim tempie, mocno pod
mosh, nie siląc się na jakieś techniczne zakręty czy ekstremalne
przyspieszenia. Te, jeśli już następują, to głównie na centralach, choć… Akurat
ich brzmienie wypada wyjątkowo plastikowo, co trochę burzy mi ogólne odczucia
estetyczne. Odnosząc się do wspomnianych drogowskazów, nadmienić też muszę, iż
owe naśladownictwo wymaga w przypadku Morgue Terror jeszcze sporego nakładu
pracy. Nie można zaprzeczyć, panowie się starają, ale wymóżdżyć chwytliwą
melodię to jednak trzeba umieć. Sam Obituarowy rytm jednak nie wystarczy, by
wszystko bujało tak samo intensywnie jak w oryginale. Również wokal nie ma w
sobie tej głębi co rzyg Tardy’ego czy, przede wszystkim, Barnes’a. Niepotrzebne
także wydają mi się, nieco upchnięte butem, partie solowe, jakoś niespecjalnie
pasujące do kwadratowości ogółu. No albo coś ma mieć konstrukcję cepa, albo
bawimy się w hodowlę Bonsai. Nie do końca mi się zatem klei ta radosna
twórczość, ale z drugiej strony tragedii nie ma. Kto chce posłuchać klona i tak
już nieco zużytych patentów, to niech się częstuje. Ja posłuchałem, poszedłem
się odlać, zrobiłem drugą rundkę i podziękowałem. Jak mówiłem, panowie
wyglądają na wyluzowanych, więc pewnie się nie obrażą. No chyba, że mi jednak
jebną…
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz