Perishing
„Lutum”
Caligari Records / Morbid Chapel 2024
Czy
na dźwięk słowa „Kostaryka” leci Wam ślinka? A czy może lubicie takie kapele
jak Bloodsoaked Necrovoid i Astriferous? Jeśli na obydwa pytania odpowiedź jest
twierdząca, to na pewno polubicie Perishing, gdyż pochodzi z wyżej wymienionego
kraju i w jego skład wchodzą między innymi członkowie powyższych kapel. Jednakże
słuchając tego demosa, który ukazał się w styczniu na kasecie, w liczbie 150
egzemplarzy, nie spotkacie się z kopią czy też wypadkową poczynań wspomnianych
tu zespołów. W zamian dostaniecie cztery numery gęstego i dusznego death-doom
metalu. W gruncie rzeczy to prosta muzyka. Perishing nie stara się wymyślać
koła na nowo i zapodaje zwaliste riffy, które suną ospale, a gdy zrywają się do
lekkiego kłusu, robią to w niesamowicie flegmatycznym stylu. Uogólniając
wszystko na „Lutum” jest megaciężkie. Gitara, bas, perkusja oraz wokal są
uosobieniem klocowatości, z której wypływają gniotące na miazgę akordy. Mogłoby
się wydawać, że to taki zwykły death-doom na modłę Winter bądź Cianide, ale
nie, bo jest w nim pewna wartość dodana. Objawia się ona w atmosferze jaką
kreuje ten kwartet, która jest skrajnie niepokojąca. W tych smolistych nutach
zaklęta jest koszmarna moc, wywołująca ciarki na plecach i przygnębiająca do
granic możliwości. Metal zagłady, który pozbawia resztek nadziei i przygniata
do ziemi, okraszony charakterystycznymi zagrywkami jakie można spotkać na
pierwszej płycie Darkthrone, które równie jak u Norwegów są nieco odrealnione i
napawają lękiem. Mocne i godne polecenia wydawnictwo. Kafar normalnie.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz