sobota, 17 lutego 2024

Recenzja Perishing „Lutum”

 

Perishing

„Lutum”

Caligari Records / Morbid Chapel 2024

Czy na dźwięk słowa „Kostaryka” leci Wam ślinka? A czy może lubicie takie kapele jak Bloodsoaked Necrovoid i Astriferous? Jeśli na obydwa pytania odpowiedź jest twierdząca, to na pewno polubicie Perishing, gdyż pochodzi z wyżej wymienionego kraju i w jego skład wchodzą między innymi członkowie powyższych kapel. Jednakże słuchając tego demosa, który ukazał się w styczniu na kasecie, w liczbie 150 egzemplarzy, nie spotkacie się z kopią czy też wypadkową poczynań wspomnianych tu zespołów. W zamian dostaniecie cztery numery gęstego i dusznego death-doom metalu. W gruncie rzeczy to prosta muzyka. Perishing nie stara się wymyślać koła na nowo i zapodaje zwaliste riffy, które suną ospale, a gdy zrywają się do lekkiego kłusu, robią to w niesamowicie flegmatycznym stylu. Uogólniając wszystko na „Lutum” jest megaciężkie. Gitara, bas, perkusja oraz wokal są uosobieniem klocowatości, z której wypływają gniotące na miazgę akordy. Mogłoby się wydawać, że to taki zwykły death-doom na modłę Winter bądź Cianide, ale nie, bo jest w nim pewna wartość dodana. Objawia się ona w atmosferze jaką kreuje ten kwartet, która jest skrajnie niepokojąca. W tych smolistych nutach zaklęta jest koszmarna moc, wywołująca ciarki na plecach i przygnębiająca do granic możliwości. Metal zagłady, który pozbawia resztek nadziei i przygniata do ziemi, okraszony charakterystycznymi zagrywkami jakie można spotkać na pierwszej płycie Darkthrone, które równie jak u Norwegów są nieco odrealnione i napawają lękiem. Mocne i godne polecenia wydawnictwo. Kafar normalnie.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz