niedziela, 18 lutego 2024

Recenzja MACHINA BAPHOMETA „Shame of the Proud Angel”

 

MACHINA BAPHOMETA

„Shame of the Proud Angel” (Ep)

Mor Ho! Productions 2021

Materiał, który mam zamiar teraz nieco Wam przybliżyć, ukazał się dwa lata temu, więc do najświeższych nie należy, mimo to jednak zrobię to przynajmniej z trzech powodów. Po pierwsze primo, „Shame of the Proud Angel” to ostatnie jak na razie wydawnictwo Słowaków, po drugie primo, Machina Baphometa wystąpi na XXIII odsłonie The Last Words of Death, i wreszcie po trzecie primo ultimo to najzwyczajniej w świecie zajebisty materiał jest (moim skromnym zdaniem zresztą „Shame…” to najlepsze, co do tej pory wypluła ze swych trzewi rzeczona Machina Baphometa). No to teraz, po grze wstępnej nadszedł czas, aby napisać kilka słów o muzyce tego zespołu. Tak więc panowie Bes, Sakchuras i Azazel rzeźbią w Black Metalowej materii i to w dosyć ciekawy sposób. Nie mówię, że to twórczość na wskroś oryginalna, ale na pewno posiadająca swój własny charakter, jak i indywidualny szlif. Machina Baphometa nie rzuciła się bowiem bezmyślnie na klonowanie schematów doskonale znanych z II fali skandynawskiej diabelszczyzny (choć i one niezaprzeczalnie są słyszalne w muzyce Słowaków), tylko stworzyła swoją własną wizję czarciego grania, w której bez dwóch zdań do głosu dochodzi również szkoła wschodnioeuropejska (ze wskazaniem na scenę Słowacką, Czeską, Polską, jak i Ukraińską). Potwierdzeniem moich słów jest choćby praca sekcji rytmicznej, gdzie bębny biją ciężko, a jednak zachowują surowy charakter, podobnie jak bas, który pachnie siarczystymi wyziewami, a zarazem rozrywa w pizdu niczym dobrze pracująca glebogryzarka. Wiosła także mielą konkretnie i dosadnie,  zachowując przy tym specyficzny chłód, wysoce mizantropijny feeling, jak i mile Rogatemu wibracje, a wokale emanują bluźnierstwem i wszystkim, co złe, zdeprawowane i brzydkie. Podoba mi się także w tym materiale pewne mechaniczna dokładność, powtarzalność niektórych struktur, oraz muzycznych procesów, co gdy się głębiej zastanowić powinno być normalne, wszak materiał ten stworzyła Machina namaszczona przez Baphometa we własnej osobie. Abstrahując jednak od moich chorych wizji, które wywołał u mnie ten materiał, „Wstyd Dumnego Anioła”, to produkcja naprawdę bardzo dobra, żeby nie powiedzieć, że wręcz wyśmienita. Niewątpliwie będę bacznie obserwował, w jakim kierunku ta Machina podąży dalej, a na razie bardzo rad jestem, że zobaczę Słowaków  już niebawem na żywo w klubie Over The Under, gdy po raz XXIII przemówi do nas goszcząca tym razem Baphometa Śmierć we własnej osobie. Przybywajcie więc licznie na to spotkanie, aby zarówno Pani z kosą, jak i Rogaty Jegomość byli zadowoleni i hojnie nam błogosławili. Amen i chuj.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz