MACHINA
BAPHOMETA
„Shame
of the Proud Angel” (Ep)
Mor
Ho! Productions 2021
Materiał,
który mam zamiar teraz nieco Wam przybliżyć, ukazał się dwa lata temu, więc do
najświeższych nie należy, mimo to jednak zrobię to przynajmniej z trzech
powodów. Po pierwsze primo, „Shame of the Proud Angel” to ostatnie jak na razie
wydawnictwo Słowaków, po drugie primo, Machina Baphometa wystąpi na XXIII
odsłonie The Last Words of Death, i wreszcie po trzecie primo ultimo to
najzwyczajniej w świecie zajebisty materiał jest (moim skromnym zdaniem zresztą
„Shame…” to najlepsze, co do tej pory wypluła ze swych trzewi rzeczona Machina
Baphometa). No to teraz, po grze wstępnej nadszedł czas, aby napisać kilka słów
o muzyce tego zespołu. Tak więc panowie Bes, Sakchuras i Azazel rzeźbią w Black
Metalowej materii i to w dosyć ciekawy sposób. Nie mówię, że to twórczość na
wskroś oryginalna, ale na pewno posiadająca swój własny charakter, jak i
indywidualny szlif. Machina Baphometa nie rzuciła się bowiem bezmyślnie na
klonowanie schematów doskonale znanych z II fali skandynawskiej diabelszczyzny
(choć i one niezaprzeczalnie są słyszalne w muzyce Słowaków), tylko stworzyła
swoją własną wizję czarciego grania, w której bez dwóch zdań do głosu dochodzi
również szkoła wschodnioeuropejska (ze wskazaniem na scenę Słowacką, Czeską,
Polską, jak i Ukraińską). Potwierdzeniem moich słów jest choćby praca sekcji
rytmicznej, gdzie bębny biją ciężko, a jednak zachowują surowy charakter,
podobnie jak bas, który pachnie siarczystymi wyziewami, a zarazem rozrywa w
pizdu niczym dobrze pracująca glebogryzarka. Wiosła także mielą konkretnie i
dosadnie, zachowując przy tym
specyficzny chłód, wysoce mizantropijny feeling, jak i mile Rogatemu wibracje,
a wokale emanują bluźnierstwem i wszystkim, co złe, zdeprawowane i brzydkie.
Podoba mi się także w tym materiale pewne mechaniczna dokładność, powtarzalność
niektórych struktur, oraz muzycznych procesów, co gdy się głębiej zastanowić
powinno być normalne, wszak materiał ten stworzyła Machina namaszczona przez
Baphometa we własnej osobie. Abstrahując jednak od moich chorych wizji, które
wywołał u mnie ten materiał, „Wstyd Dumnego Anioła”, to produkcja naprawdę
bardzo dobra, żeby nie powiedzieć, że wręcz wyśmienita. Niewątpliwie będę
bacznie obserwował, w jakim kierunku ta Machina podąży dalej, a na razie bardzo
rad jestem, że zobaczę Słowaków już
niebawem na żywo w klubie Over The Under, gdy po raz XXIII przemówi do nas goszcząca
tym razem Baphometa Śmierć we własnej osobie. Przybywajcie więc licznie na to
spotkanie, aby zarówno Pani z kosą, jak i Rogaty Jegomość byli zadowoleni i
hojnie nam błogosławili. Amen i chuj.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz