„Zeals In The Temple Of
Death”
Werewolf
Promotion 2023
Rosyjski
hord Jassa istniał dla mnie do tej pory w zasadzie tylko z nazwy. Niby
wiedziałem teoretycznie, co grają, miałem świadomość, że zajmują się ogólnie
pojętym pogaństwem, jakieś tam pojedyncze, wyrwane z kontekstu wałki słyszałem,
ale jakoś nigdy nie miałem sposobności wcześniej zapoznać się z żadnym, pełnym
albumem grupy. Ten stan rzeczy zmienił się dopiero przy czwartym, pełnym krążku
Rosjan, wydanym w 2023 roku pod sztandarami Werewolf Promotion. Być może
niektórym trudno w to uwierzyć, ale pierwszą płytą Jassa, którą skonsumowałem w
całości, był album „Zeals In The Temple Of Death”. Nie wiem, jak sprawa
wyglądała wcześniej, ale ten materiał jest kurwa naprawdę dobry. Zaprawiony delikatnie
smołą i bardzo drobnymi odłamkami gruzu, niezgorzej zagęszczony Black/Death
Metal, jaki tu znalazłem, sponiewierał mnie dosyć konkretnie i to bez
ostrzeżenia. Zróżnicowane, ciężko bijące bębny potrafią solidnie przetoczyć się
po każdym delikwencie, któren sięgnie po
tę płytę, grubo szyjący bas niechybnie wywróci mu wnętrzności, zawiesiste, a
jednocześnie zaprawione jadem wiosła o konsystencji ciemnobrunatnego mazutu,
czy też czarnego jak dupa Diabła asfaltu ponaftowego przeorają mu cztery litery
lepiej, niż niejeden rekultywator, a zaprawione bluźnierstwem wokale o
demonicznym wydźwięku idealnie wpisujące się w tę mętną, muzyczną materię
niepokoją, a u mniej odpornych jednostek mogą wywołać lęki egzystencjalne
prowadzące do stanów katatonicznych. Ma ten materiał bez dwóch zdań solidny
ciężar, jak i niezłe pierdolnięcie, a do tego unosi się nad nim tajemnicza,
złowieszcza aura. Troszkę zagrywek skręcających bardziej w stronę Pagan Metalu
także tu usłyszymy, jednak te pogańskie elementy w wykonaniu Jassa,
przynajmniej na tej płycie, zdecydowanie kojarzą się ze śmiercią, bądź bóstwami
jej podporządkowanymi, co jest niewątpliwie ogromną zaletą i zarazem siłą tej
płyty. Jeżeli ta produkcja wyznacza kierunek, w jakim ta horda ma zamiar
podążyć w przyszłości, to ja jestem jak najbardziej za. Takie bowiem granie,
choć nie jest to absolutnie nic odkrywczego, łykam zawsze z przyjemnością,
niczym dobrą Whiskey z lodem (a jak nie ma lodu, to i sauté). Dobry, naprawdę w
chuj dobry album. Z ciekawością czekam, co będzie dalej, a i wcześniejszych
materiałów tego ansamblu w wolnej chwili nie omieszkam sprawdzić.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz