środa, 20 marca 2024

Recenzja Abscession / Denomination “Tales From the Crypt”

 

Abscession / Denomination

“Tales From the Crypt”

A.D.G. Rec. 2023

Jeszcze na chwilę cofamy się (no oczywiście, że ”do tyłu”) do zeszłego roku, bowiem w połowie grudnia ukazał się nakładem A.D.G. Records split Abscession z Denominance. Z że wydawca materiał poglądowy podesłał, to uchem rzucić wypadało, prawda? No to jedziemy z tym koksem. Te trzydzieści pięć minut to klasyczny „szwedzki patataj death metal”. Za część pierwszą odpowiedzialni są pochodzący z rzeczonego kraju Abscession. Wejście mają nawet całkiem dobre. W pierwszych trzech kompozycjach jest w zasadzie wszystko, czego wytrawny smakosz tego rodzaju dźwięków mógłby oczekiwać. Gitary mielą mięsiście, nie stroniąc od wpadających w ucho melodii, w tempie słusznym, czyli klasycznym. Jest w tych utworach odpowiednie pierdolnięcie podbite tłustym, wyraźnie zaznaczającym swoją obecność basem, przy głębokim, choć zarazem całkiem czytelnym wymiocie odżołądkowym. Od „Gravelust” jednak coś zaczyna zgrzytać. Pojawiają się czyste zaśpiewy a muzyka skręca w bardziej rockowe rejony, mogące kojarzyć się z późniejszym Entombed. Zresztą dowód na potwierdzenie tej tezy znajdujemy zaraz potem, w postaci coveru „To Ride, Shoot Straight and Speak the Truth” wspomnianych klasyków. Skąd zatem taki rozstrzał? Wystarczy doczytać, że pierwsze utwory to zremisowane wersje z sięgającej datą roku dwa tysiące dziesiątego demówki „Death Incarnate”. I teraz wszystko już jest jasne. No cóż, widać kiedyś Szwedzi potrafili zagrać śmierć metal, ale sorry, dla mnie Entombed skończył się po „Clandestine”, więc w to współczesne oblicze Abscession nie wchodzę.  Kolejne piosenki to już Denomination. Ten niemiecki band przedstawiałem wam przy okazji debiutu, wypuszczonego circa dwa lata temu. Widać nasi sąsiedzi zza zachodniej granicy jeszcze się tą właściwą szwedzizną nie znudzili, bo nowe wałki to w prostej linii kontynuacja „They Burn As One”. Oryginalności w tym zero, za to przyznać trzeba, że te numery fajnie bujają i mocno walą po głowie. Nikt tu barier nie przełamuje pod żadnym względem, za to wszelkie normy jakościowe utrzymane są na wysokim poziomie. Można skonstatować krótko, ze te pięć numerów to encyklopedyczna definicja szwedzkiego death metalu na solidnym poziomie. Na deser dostajemy jeszcze wykon live, który brzmi prawie jak nagrania studyjne. Nigdy nie rozumiałem tego typu bonusów, i już zapewne nigdy nie zrozumiem, więc w tym momencie wywód swój zakończę. Czy warto zatem nabyć to wydawnictwo? Myślę, że wyłącznie w przypadku, gdy jesteśmy totalnymi maniakami określonego gatunku muzyki, którego nazwa przewinęła się w powyższym tekście nie raz.  Ja odbyłem kilka odsłuchów i mi starczy. Nudzić się nie nudziłem, ale też podnieta zbytnia nie wystąpiła. Zróbcie z tym zatem co uważacie za stosowne.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz