Abscession / Denomination
“Tales From the Crypt”
A.D.G. Rec. 2023
Jeszcze na chwilę cofamy się (no oczywiście, że ”do
tyłu”) do zeszłego roku, bowiem w połowie grudnia ukazał się nakładem A.D.G.
Records split Abscession z Denominance. Z że wydawca materiał poglądowy
podesłał, to uchem rzucić wypadało, prawda? No to jedziemy z tym koksem. Te
trzydzieści pięć minut to klasyczny „szwedzki patataj death metal”. Za część
pierwszą odpowiedzialni są pochodzący z rzeczonego kraju Abscession. Wejście
mają nawet całkiem dobre. W pierwszych trzech kompozycjach jest w zasadzie
wszystko, czego wytrawny smakosz tego rodzaju dźwięków mógłby oczekiwać. Gitary
mielą mięsiście, nie stroniąc od wpadających w ucho melodii, w tempie słusznym,
czyli klasycznym. Jest w tych utworach odpowiednie pierdolnięcie podbite
tłustym, wyraźnie zaznaczającym swoją obecność basem, przy głębokim, choć
zarazem całkiem czytelnym wymiocie odżołądkowym. Od „Gravelust” jednak coś
zaczyna zgrzytać. Pojawiają się czyste zaśpiewy a muzyka skręca w bardziej
rockowe rejony, mogące kojarzyć się z późniejszym Entombed. Zresztą dowód na potwierdzenie
tej tezy znajdujemy zaraz potem, w postaci coveru „To Ride, Shoot Straight and
Speak the Truth” wspomnianych klasyków. Skąd zatem taki rozstrzał? Wystarczy
doczytać, że pierwsze utwory to zremisowane wersje z sięgającej datą roku dwa
tysiące dziesiątego demówki „Death Incarnate”. I teraz wszystko już jest jasne.
No cóż, widać kiedyś Szwedzi potrafili zagrać śmierć metal, ale sorry, dla mnie
Entombed skończył się po „Clandestine”, więc w to współczesne oblicze
Abscession nie wchodzę. Kolejne piosenki
to już Denomination. Ten niemiecki band przedstawiałem wam przy okazji debiutu,
wypuszczonego circa dwa lata temu. Widać nasi sąsiedzi zza zachodniej granicy
jeszcze się tą właściwą szwedzizną nie znudzili, bo nowe wałki to w prostej
linii kontynuacja „They Burn As One”. Oryginalności w tym zero, za to przyznać
trzeba, że te numery fajnie bujają i mocno walą po głowie. Nikt tu barier nie
przełamuje pod żadnym względem, za to wszelkie normy jakościowe utrzymane są na
wysokim poziomie. Można skonstatować krótko, ze te pięć numerów to
encyklopedyczna definicja szwedzkiego death metalu na solidnym poziomie. Na
deser dostajemy jeszcze wykon live, który brzmi prawie jak nagrania studyjne.
Nigdy nie rozumiałem tego typu bonusów, i już zapewne nigdy nie zrozumiem, więc
w tym momencie wywód swój zakończę. Czy warto zatem nabyć to wydawnictwo?
Myślę, że wyłącznie w przypadku, gdy jesteśmy totalnymi maniakami określonego
gatunku muzyki, którego nazwa przewinęła się w powyższym tekście nie raz. Ja odbyłem kilka odsłuchów i mi starczy.
Nudzić się nie nudziłem, ale też podnieta zbytnia nie wystąpiła. Zróbcie z tym
zatem co uważacie za stosowne.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz