Khold
„Du
Dømmes Til Død”
Soulseller Records 2024
To
już, a może dopiero ósmy album Norwegów, bo tyle płyt w ciągu 24 lat istnienia,
to chyba nie tak znowu sporo. Niemniej jednak jest, a właściwie pojawi się 22
marca i jak to w przypadku Khold bywa, podzieli środowisko metalowe. Fani
muzyki Norwegów będą zapewne zachwyceni, zaś wielbiciele „współczesnego” black
metalu, który oparty jest przede wszystkim na ckliwym bajaniu i elektronicznym
pierdololo, niekoniecznie. Wielkiej niespodzianki w sumie nie będzie, ponieważ
obie strony nie zostaną zaskoczone. Ta ekipa z Oslo w dalszym ciągu gra
sataniczną muzę i cały czas robi to na swój własny sposób. Tym razem jest to
dziewięć kawałków, jak zdążyli do tego wszystkich przyzwyczaić, utrzymanych w
wolnych i średnich tempach. Panowie na „Du Dømmes Til Død” podtrzymują
tendencję ze „Svartsyn”, polegającą na wycofaniu z pierwszego planu basu i tym
samym kładą większy nacisk na linie gitar i perkusji. Bynajmniej nie oznacza
to, że wiosło niskotonowe nie jest słyszalne, wręcz przeciwnie, z łatwością
można je wyłowić, lecz po prostu stanowi integralny element całej układanki i
już nie jest niemalże dominującym instrumentem jak było do szóstego krążka „Til
Endes”.Z utrzymaniem tego kierunku wiążą się również pewne zmiany. Nasz kwartet
dociążył i zagęścił brzmienie, oddalając się jeszcze bardziej niż dotychczas od
black metalowej barwy dźwięku, przybliżając się delikatnie tym samym do tonów
doomowych, które wzmocniły jego moc uderzeniową. Wraz z tym nastąpiła również
mała rewolucja w obszarze odpowiedzialnym za wydźwięk kompozycji, bo poza
typowymi dla Khold utworami, które w siermiężny i uporczywy sposób katują
swoimi zapętlonymi i zdecydowanymi riffami, pojawiły się też inne,
wprowadzające zupełnie nowy klimat. Przykładem może tu być powracający motyw
gitarowy w drugim wałku „Vanviddfaren”, który wprowadza nutkę awangardy. Na
szczególną uwagę zasługuje także trzeci „Heks (Du Dømmes Til Død)”, gdzie
inaugurująca go solówka, spokojne i refleksyjne momentami usposobienie, budzi
skojarzenia z Sarke. To nie koniec, ponieważ trochę progresywnych akordów
spotkać można również w piątym „Misgrep” oraz szóstym „Trolldomsdømt”. Nie są
to jednak jakieś kroki milowe, które zakłócają właściwy trzon muzyki tego
zespołu, lecz niewątpliwie na tle wcześniejszych produkcji są zauważalne i
wprowadzają mały powiew świeżości, który odrobinę urozmaica twórczość Khold. Pomijając
te wszystkie „nowości” black metal w wykonaniu tej kapeli jest w dalszym ciągu
skrajnie nieprzyjazną i zdecydowaną muzą, która pozbawiona upiększeń nie kłania
się żadnym trendom, choć na tym wydawnictwie nawiązuje nieśmiało do klasycznego
grania i innych gatunków. Świetne wydawnictwo. Mroczne i nienawistne, co jak
zwykle podkreślają wokale Gard’a. Ociupinkę różniące się od poprzedzających go
albumów, dzięki zastosowaniu przez muzyków kilku innowacyjnych zagrywek, a
także szczególnie mięsistego brzmienia, którego doły pogłębiają ją, sięgając
samego piekła. Polecam z nieczystym sumieniem i mam nadzieję, że na ten raz
antagoniści będą usatysfakcjonowani w co szczerze wątpię. Ale co tam… ja jestem,
ponieważ uwielbiam bezkompromisowy, surowy i wzbudzający prymitywne emocje
black metal z Norwegii. Amen.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz