niedziela, 3 marca 2024

Recenzja Linnea Hjertén „Nio Systrar”

 

Linnea Hjertén

„Nio Systrar”

Nordvis Produktion 2024

Linnea Hjertén jest Szwedką, a z wykształcenia inżynierem dźwięku. Pała miłością do różnych gatunków muzycznych. Pokochała ambient, folk, jazz oraz niemalże wszystkie formy metalu. To wydawnictwo jest owocem jej praktyk duchowych, a także wentylem bezpieczeństwa, za pomocą którego chciała uregulować wewnętrzne emocje, zarówno te negatywne jak i pozytywne. Opierając się na szwedzkim folku i rytualnym ambiencie, stworzyła dziewięć kompozycji, jawiących się jako wypadkowa Dead Can Dance, pieśni Kari Rueslåtten i projektu Forndom. Cóż zatem można o tej płycie powiedzieć. Ano to, że jest to zbiór nastrojowych i spokojnych kompozycji, wygenerowanych przez elektronikę i parę innych instrumentalnych „przeszkadzajek”. Do wszystkiego artystka podłożyła swój aksamitny głos, którym przy akompaniamencie syntezatorów snuje bezsłowne mantry. Całość brzmi delikatnie i niczym soundtrack do serialu „Wikingowie”, ale określając ten album w ten sposób nie mam zamiaru go spłycać. Linnea nagrała „Nio Systrar”, kierując się emocjonalną potrzebą. Wydało to ciekawy plon w postaci wprowadzających w swoisty trans utworów, które urzekają subtelnością, skandynawską estetyką oraz ambientowym hipnotyzmem, a przy tym posiadają głęboko afektywny charakter. Fani takowych tonów powinni być zadowoleni, bo można tą produkcję traktować w przeróżny sposób np. jako środek nasenny, uspokajający, ale też jako muzykę tła bądź narzędzie do kontemplacji.

shub niggurath

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz