Speedkiller
„Inferno”
Helldprod
Records 2024
Od
momentu powstania w 2018 roku wydali pięć singli i jedną epkę, którą dość
dobitnie zasygnalizowali swoją obecność na scenie. Ich black / death / thrash
może nie był wtedy jakoś szczególnie powalający, ale czuć było w nim zapał i
rzecz jasna ducha przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Nie
inaczej jest na „Inferno”, która jest debiutem tego tercetu z Minas Gerais. W
tym smołowatym thrash metalu nadal słychać wpływy takich kapel jak Sarcofago,
Vulcano, Mystifier czy Sodom. Muzyka Speedkiller wypełniona jest rytmicznymi i
zarazem ostrymi riffami, które również stonowaną melodią lub dzikim solem
poczęstować potrafią. Szybkie i proste granie ku chwale Szatana, w którym mrok
kreują odpowiednio nastrojone gitary wraz z niespecjalnie wyróżniającą się
sekcją niskotonową, a towarzyszą wszystkiemu dość grobowe wokale Spellcaster’a,
który topornie wykrzykuje teksty, doskonale przy tym wpasowując się w agogikę
płynących akordów. Mam jednak z tym albumem pewien problem. Słuchając go
odniosłem wrażenie, że poszczególne kawałki skomponowane są jakby na odlew.
Oczywiście nikt tu nikomu Ameryki okrywać nie każe, ale przydałoby się trochę
więcej werwy i ciekawszych pomysłów, które nieco bardziej porwałyby odbiorcę,
jak choćby w piątym „Evil” oraz szóstym „Inferno”, gdzie rzuca się na uszy ta
charakterystyczna dla tego gatunku szaleńcza zaciętość. W pozostałych
przypadkach są to numery odegrane poprawnie, lecz bez wyraźnej agresji. Niby
jest szybko i czupurnie, ale w pewnym sensie na zwolnionych obrotach. Ogólnie
rzecz biorąc jest dobrze, jednakże nazbyt zachowawczo. Jak dla mnie brakuje
tutaj trochę ostrzejszego pazura i bardziej zdecydowanego satanicznego
sprzeciwu. Być może, że brazylijski diabeł trochę się zapuścił, przytył i tym
samym stał się nieco leniwy… nie wiem. Podsumowując, pierwszy pełnometrażowy
krążek Speedkiller to przyzwoity black / death / thrash, lecz daleko mu jeszcze
do pierwszej ligi. Nie chcę go jednak dyskwalifikować, gdyż kilka
interesujących momentów zawiera, jak choćby epickie wstawki w pierwszym „The
Birth Of Immortal Evil” i następującym zaraz po nim „Blair”. Kontrastują one
delikatnie z głównym zamysłem i wprowadzają trochę gotyckiego urozmaicenia,
podbijając ociupinkę klimat.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz