wtorek, 5 marca 2024

Recenzja Lvme „Of Sinful Nature”

 

Lvme

„Of Sinful Nature”

NoEvDia 2024

Pięć lat musiało upłynąć, aby ten międzynarodowy projekt nagrał swoją drugą płytę. Nie wiem czy ktoś na nią czekał, ale jest i mamy zatem „Of Sinful Nature”. Słucham więc zaciekle i ziewa mi się okropnie. Trzy kwadranse muzyki, która jest wypadkową stylu francuskiego i islandzkiego. Nie wiem jak tam było na pierwszej „The Blazing Iniquity”, ale na tej produkcji jest smętnie. Lvme gra pewien specyficzny rodzaj black metalu. Jest to gędźba o wyraźnie rytualnym tonie, przepełniona mrokiem i tą nieznośną, metroseksualną bezsilnością. Każdy kawałek poprzedza syntezatorowy i duszny wstęp. Poszczególne numery to zbitek gęstych riffów, spomiędzy których wychylają się ezoteryczne tremolando. Gdzieś w oddali słychać brzdękające na mantryczną modłę struny. Akordy płyną w szybkim tempie, ale zdają się usypiać swym spokojem. Od czasu do czasu pojawiają się delikatne dysonanse i solówki. Wszystkiemu towarzyszą bogate niskie tony, łomocząc okrutnie. Wycofany wokalista histerycznie intonuje zaklęcia. Chwilami główne tony cichną, aby zamienić się w ambientowy przerywnik, zapewne dla podsycenia złowrogiej aury. I tak utwór po utworze. Współczesny black metal o kosmicznej mądrości. Transcendencja i transcendentalność. A priori miesza się z a posteriori, a filozofia z głupotą. Mnóstwo ostatnio takiego grania, wypełnionego przestrzennymi strukturami, energią nie z tego świata oraz gwiezdnym okultyzmem, o zawiłych, refleksyjnych, a także momentami agresywnych nutach. Jak dla mnie flaki z olejem, lecz świadom jestem, że fanom Deathspell Omega, Dødsengel i Blaze Of Perdition się spodoba. Niezwykle natchniony album jakich ostatnio wiele.

shub niggurath

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz