Dymna
Lotva
„Зямля
пад чорнымі крыламі: Кроў”
Prophecy
Prod. 2023
Dymna Lotva poznałem dosłownie kilka dni temu,
podczas ich występu w bydgoskim Over The Under Pub w ramach jednego z odcinków
cyklu Metal 2 The Masses. Zespół zrobił
na mnie na tyle piorunujące wrażenie, że postanowiłem sprawdzić ich zeszłoroczny
album o tytule, który przetłumaczyć można jako „Ziemia Pod Czarnymi Skrzydłami:
Krew”. Tytuł zresztą absolutnie nieprzypadkowy, gdyż Białorusini podjęli się na
tym wydawnictwie lirycznego konceptu, dotyczącego historii ich ojczyzny pod
zaborem w czasach Drugiej Wojny Światowej, także w nawiązaniu do czasów nam
najbardziej współczesnych. I powiem szczerze, że w tym przypadku warto mimo
wszystko poświęcić chwilę, by się z rzeczonymi tekstami zapoznać, gdyż bardzo
mocno współgrają one z zawartością muzyczną „Зямля пад чорнымі крыламі: Кроў”.
Zanim jeszcze o muzyce, wspomnieć pierw muszę, że pod względem graficznym płyta
wydana jest idealnie, z mnóstwem grafik łączących się tematycznie ze
wspomnianym konceptem płyty. A mówię tylko o wersji podstawowej. Poza nią
istnieje też obszerny digibook z bonusowymi utworami oraz, oczywiście dwupłytowa,
wersja winylowa. Dwupłytowa, bowiem cały materiał trwa łącznie ponad siedemdziesiąt
minut, i jest absolutnie fantastyczny od początku do końca. Przede wszystkim
powala niesamowity klimat tych nagrań. Depresyjny black metal z wieloma elementami
ludowymi w wykonaniu Dymna Lotva jest do bólu szczery, wciągający i kipiący
emocjami. Wszystko dzieje się tutaj zazwyczaj w wolniejszym / średnim tempie ze
szczególnym naciskiem na towarzyszącą poszczególnym fragmentom atmosferę. Stosowane
ku temu środki mieszczą się w klasyce doom / black metalu, ale i nierzadko
wychodzą odważnie z jego ram. O elementach ludowych już wspomniałem, lecz
dodam, że nie spodziewajcie się tanich zabiegów ograniczających się jedynie do przaśnych
zagrywek na flecie czy innym tamburynie. Wschodnie melodie bardzo umiejętnie
wplecione są tu w czarny klimat, lub nawet sprytnie ukryte w liniach
gitarowych. Chwilami Dymna Lotva skręca też nieco w kierunku określanym jako „post
black metal”, lecz, ponownie, czyni to w niebywale wyważony sposób. W muzyce tej
odkryjemy cały wachlarz ludzkich uczuć, zwłaszcza tych negatywnych. Jest tu
gniew, rozpacz, przerażenie, smutek, nostalgia ale i miłość. A wszystko to uzewnętrzniane
przez niesamowite wokale Nokt. Jeśli jeszcze nie wiecie, to (uwaga!) Nokt jest
kobietą. I podkreślam to głównie dlatego, że znacie mój stosunek do bab w
metalu. Ta jednak konkretna wokalistka to prawdziwy fenomen na metalowej
scenie. Potrafi nie tylko zaśpiewać czystym jak dzwon, a zarazem niesamowicie
mocnym głosem, ale i zaprezentować przebogatą paletę werbalnych ekspresji, z
których na szczególne wyróżnienie zasługuje niesamowicie przeraźliwy wrzask,
powodujący, że włosy na całym ciele stają na baczność. Mało tego, linie wokalne
na tej płycie miejscami nakładają się na siebie nawet trzywarstwowo. I chyba
nie muszę wspominać, że efekt tego zabiegu jest porażający. Jak wspomniałem na
wstępie, album ten trwa ponad siedemdziesiąt minut, lecz naprawdę, nie ma na
nim ani jednej zbędnej sekundy. Dymna Lotva podeszli do tematu bardzo ambitnie
pod każdym względem, tworząc materiał kompletny i pozbawiony wad. Koniecznie
sprawdźcie „Зямля пад чорнымі крыламі: Кроў”, a także wcale nie gorsze
poprzednie wydawnictwa zespołu, gdyż według mnie zasługuje on na zdecydowanie
większą atencję. A jeśli będziecie mieli okazję, a kilka takich się w
najbliższych tygodniach szykuje, obowiązkowo zajrzyjcie na ich koncert. Założę
się, że dla niejednego z was zespół ten stanie się bardzo wartościowym
odkryciem.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz