środa, 6 marca 2024

Recenzja REBAELLIUN „Under The Sign Of Rebellion”

 

REBAELLIUN

„Under The Sign Of Rebellion”

Agonia Records 2023

Maniakalnym wyznawcą twórczości Rebaelliun jestem praktycznie, od kiedy tylko usłyszał o nich świat, czyli od czasów miażdżącej Ep’ki „At War” z 1999 roku. Gdy usłyszałem ten materiał, to po prostu się zepsułem (innego określenia na stan, w jakim się wówczas znalazłem nie znajduję). Krótko potem bestialski łomot spuściła mi okrutna „Burn The Promised Land”, a to, co zrobiły ze mną pierwotnie dzikie i brutalne „Bringer of War” i „Annihilation” trudno opisać słowami. Od tamtych pamiętnych czasów minęły 22 lata i w tej chwili w moim odtwarzaczu kręci się czwarty pełniak Brazylijczyków (dopiero czwarty, gdyż zespół w latach 2002-2015 pozostawał w stanie głębokiego uśpienia). Wszystkim, którzy zachodzą w głowę, jaka jest „Under The Sign Of Rebellion”, odpowiadam szybciutko – BARDZO DOBRA! Oczywiście jest ona trochę gorsza od materiałów sprzed ponad dwóch dekad, które tu na wstępie wymieniłem, ale do kurwy nędzy, to jest w pizdę palec REBAELLIUN, a oni nawet, jak nagrają nieco słabszą płytę, to i tak jest to produkcja, która rozpierdol robi potworny i w swej niszy konkurencję bezwzględnie rozstawia po kątach. Ponownie obcujemy tu bowiem z charakterystycznymi dla Canarinhos, niszczącymi, wgniatającymi w podłoże bębnami, grubo dzierganym, rozrywającym basem o chropowatych rubieżach, barbarzyńsko rozrywającymi riffami o piekielnych wibracjach i diabelsko jadowitymi growlami, które spustoszenie pod kopułą robią horrendalne. Ta płytka, choć na wskroś przesiąknięta tradycyjnym, brazylijskim Metalem Śmierci jest zarazem nieco inna. Więcej tu nawiązań do korzennego, południowoamerykańskiego Thrash Metalu, oraz struktur zaczerpniętych z Europejskiej szkoły Death Metalu. Są też zdecydowanie bardziej skomplikowane, dławiące, tłuste akordy, które potrafią wyciągnąć wodę z piasków Sahary, jak i ciekawy, pachnący niekiedy militariami układ aranżacyjny, że o zaznaczonej delikatnie, gitarowej progresji, czy pokrzywionych rytmach nie wspomnę. Jak dla mnie kurwa, miazga totalna. Niestety jest to słodko-gorzki dla Rebaelliun album, gdyż krótko po jego nagraniu w tragicznych okolicznościach zamknął oczy Lohy Fabiano (basista i wokalista, który był na pokładzie zespołu od roku 2000). Nie zmienia to jednak faktu, że „Pod Znakiem Buntu” to w chuj potężna płyta, a kto tego stanu rzeczy nie potrafi, bądź nie chce zaakceptować, temu współczuję, gdyż znaczy to, że najprawdopodobniej posiada słuchowe upośledzenie w stopniu znacznym.Mam nadzieję, że zespół przetrwa kolejne już w swej historii zawirowania i będzie tworzył dalej, a mnie będzie dane za jakiś czas cieszyć się następnym, wgniatającym w glebę albumem.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz