Ad
Mortem
„In
Honorem Mortis”
Purity Through Fire 2024
Kwartet
ten powstał w 2017 roku i po wydaniu demosa, pojawieniu się na dwóch splitach,
21 marca wypuścił płytę. Ci czterej Saksończycy grają black metal oparty na
wzorcach z lat dziewięćdziesiątych, tyle że w ujęciu melodyjnym po niemiecku. Tak
w ogóle to nie tylko jest tu chwytliwie, bo stanowcze tony w muzyce Ad Mortem
również występują i to są te lepsze momenty na tej produkcji. W gruncie rzeczy
jest tu trochę nierówno, bo odstręczające riffy i tremolo znane z początków
norweskiej drugiej fali przeplatają się z przygrywkami na teutońską modłę. Kiedy
mamy do czynienia z tymi nienawistnymi frazami to stają nam przed oczami
skandynawskie fiordy, płonące kościoły i arogancki stosunek do wszystkiego co
było poza ówczesnym „Czarnym Kręgiem”. Gdy wkraczają niemieckie harmonie robi
się trochę lżej, a od śmieszności ratuje je tylko ich patriotyczny charakter,
gdyż wybrzmiewa z nich duch Friedrich’a Schiller’a, co kieruje bleczur tej
kapeli w pompatyczne rejony, kojarzące się jednoznacznie z romantyzmem tego
kraju znad Renu. Niezdecydowanie twórców psuje trochę odbiór tego albumu, ale
to pewnie tylko moja niechęć do nadmiernych melodii w black metalu. Uogólniając
jest to szybka rogacizna, zagrana na lodowatych gitarach z silnym wpływem
perkusji i delikatnie wycofanym basie. Doprawiona niezłymi wokalami, które
sieją nienawiść i dodatkowo schładzają temperaturę „In Honorem Mortis”. Niestety
jak na mój gust zbytnio rozmiękczona przez afektowane frazy, ale to chyba znak
czasów, a także wysilonej poprawności politycznej, która bardzo źle wpływa nie
tylko na potomków Bismarck’a, ale na cały świat. Warto jednak dać im szansę i
przesłuchać ze trzy razy, chociażby z powodu tych dobrych akordów, gdyż na
prawdę dają radę. Surowy, zimny i jednocześnie bajroniczny black metal, który w
gruncie rzeczy niczym z tłumu się nie wyróżnia, a mógłby, gdyby….
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz