Soerd
„Mil Laaned Vaikivad” E.P.
Independent
2023
Zimno
musi być w tej Estonii. Pewnie od Finlandii tam wieje. Dlatego zapewne black
metal z tego nadbałtyckiego kraju bywa naprawdę bardzo dobry. Tak też jest w
przypadku tego duetu z Tallinna, który powołał nazwę „Soerd” do życia w 2021
roku i od tamtej chwili wydał demosa i tą epkę. Co prawda są to dwa introsy,
które wprowadzają upiorny klimat, jeden numer instrumentalny, oparty na
czystych strunach, basie i klawiszach oraz dwa kawałki właściwego, czarciego
metalu. Te trzy niemetalowe utwory niosą ze sobą niepokojącą i odrealnioną
atmosferę. Siłą rzeczy stanowią też nierozerwalną całość z pozostałymi dwoma,
lecz wydaje mi się, że właśnie na „Die Felder Von Dondangeni” i „Hel”
należałoby się skupić. Jest to bowiem black metal wysokiej próby, wywodzący się
w prostej linii z norweskich wzorców. Do czynienia mamy tutaj zatem z wolnymi i
średnim tempami, niewyszukanymi riffami, które podparte dość wyraźną sekcją
rytmiczną i oszczędnie, aczkolwiek we właściwych momentach użytymi
syntezatorami, robią robotę. Z tych hipnotycznych kompozycji wieje prawdziwym
chłodem i niechęcią do rodzaju ludzkiego. Wżerają się one w zwoje mózgowe na
długo pozostając w pamięci. Ich jednostajny i lodowaty charakter przypomina nieco
twórczość Varga, ponieważ bije z nich ta sama mizantropia, depresyjność i
nihilizm. Rozciągnięte akordy z kolei przywołują skojarzenia z „Under A Funeral
Moon”, gdyż podobnie jak na płycie Norwegów są one pozbawione jakiejkolwiek
empatii, nawet w tych melodyjniejszych fragmentach. Na komentarz zasługują
także wokale. Te śpiewane znów nasuwają pewne porównania. Tym razem z Isengard.
Identycznie jest z krótkimi zrywami, które występują nielicznie w muzyce Soerd,
ale za to wściekłość jaka z nich się unosi jest zaiste autentyczna. Zwróćcie
uwagę na zwrot akcji w trzeciej minucie „Hel”. To istny majstersztyk, z którego
kipi agresja, a blackowe wrzaski to afirmacja zła. W obliczu grania Estończyków
pozostaje mi tylko stwierdzić, że „Mil Laaned Vaikivad” to kawał świetnego i
zarazem prawdziwego black metalu, który pomimo wyraźnych wpływów posiada swoje
własne oblicze. Buja i mrozi po nordycku, ale chwytliwość i snujący się z niego
mrok już estoński. Jeśli nie wpadnie Wam w ręce kaseta to koniecznie sprawdźcie
tą kapelę na bandcampie, bo szkoda przepuścić taką perełkę.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz