poniedziałek, 4 marca 2024

Recenzja Soerd „Mil Laaned Vaikivad”

 

Soerd

„Mil Laaned Vaikivad” E.P.

Independent 2023

Zimno musi być w tej Estonii. Pewnie od Finlandii tam wieje. Dlatego zapewne black metal z tego nadbałtyckiego kraju bywa naprawdę bardzo dobry. Tak też jest w przypadku tego duetu z Tallinna, który powołał nazwę „Soerd” do życia w 2021 roku i od tamtej chwili wydał demosa i tą epkę. Co prawda są to dwa introsy, które wprowadzają upiorny klimat, jeden numer instrumentalny, oparty na czystych strunach, basie i klawiszach oraz dwa kawałki właściwego, czarciego metalu. Te trzy niemetalowe utwory niosą ze sobą niepokojącą i odrealnioną atmosferę. Siłą rzeczy stanowią też nierozerwalną całość z pozostałymi dwoma, lecz wydaje mi się, że właśnie na „Die Felder Von Dondangeni” i „Hel” należałoby się skupić. Jest to bowiem black metal wysokiej próby, wywodzący się w prostej linii z norweskich wzorców. Do czynienia mamy tutaj zatem z wolnymi i średnim tempami, niewyszukanymi riffami, które podparte dość wyraźną sekcją rytmiczną i oszczędnie, aczkolwiek we właściwych momentach użytymi syntezatorami, robią robotę. Z tych hipnotycznych kompozycji wieje prawdziwym chłodem i niechęcią do rodzaju ludzkiego. Wżerają się one w zwoje mózgowe na długo pozostając w pamięci. Ich jednostajny i lodowaty charakter przypomina nieco twórczość Varga, ponieważ bije z nich ta sama mizantropia, depresyjność i nihilizm. Rozciągnięte akordy z kolei przywołują skojarzenia z „Under A Funeral Moon”, gdyż podobnie jak na płycie Norwegów są one pozbawione jakiejkolwiek empatii, nawet w tych melodyjniejszych fragmentach. Na komentarz zasługują także wokale. Te śpiewane znów nasuwają pewne porównania. Tym razem z Isengard. Identycznie jest z krótkimi zrywami, które występują nielicznie w muzyce Soerd, ale za to wściekłość jaka z nich się unosi jest zaiste autentyczna. Zwróćcie uwagę na zwrot akcji w trzeciej minucie „Hel”. To istny majstersztyk, z którego kipi agresja, a blackowe wrzaski to afirmacja zła. W obliczu grania Estończyków pozostaje mi tylko stwierdzić, że „Mil Laaned Vaikivad” to kawał świetnego i zarazem prawdziwego black metalu, który pomimo wyraźnych wpływów posiada swoje własne oblicze. Buja i mrozi po nordycku, ale chwytliwość i snujący się z niego mrok już estoński. Jeśli nie wpadnie Wam w ręce kaseta to koniecznie sprawdźcie tą kapelę na bandcampie, bo szkoda przepuścić taką perełkę.

shub niggurath

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz