„Revengeance”
Hammerheart Records 2023
Na
przestrzeni ostatniej dekady grecka scena Thrash Metalowa bardzo mocno urosła w
siłę i jest to fakt niezaprzeczalny i niepodlegający dyskusji. O jej sile
stanowią w tej chwili głównie takie kapele młodzieżowe jak Suicidal Angels,
Biotoxic Warfare, Released Anger, Exarsis, Amken, Riffobia, Drunkard, War
Device, czy właśnie Bio-Cancer, którego to trzeci album długogrający postaram
się Wam teraz nieco przybliżyć. Płytka ta nosi tytuł „Revengeance”, ukazała się
na początku września zeszłego roku, a patronat nad nią roztoczyła Hammerheart Records.
Muzyka, jaką na niej znajdziemy, to zadziorny, narowisty, drapieżny Thrash
Metal. Uczciwie przyznaję, że mają te dźwięki konkretne pierdnięcie i potrafią
sponiewierać bardzo, ale to bardzo konkretnie, a jednak trójka Bio-Cancer tak
do końca mnie nie przekonuje. Dlaczego? Głównie dlatego, że ten krążek to takie
sprytne połączenie starego z nowym. Jest tu więc cała masa tradycyjnych,
korzennych Thrash’owych struktur opartych na napierdalających ciężko bębnach,
złowrogo wibrujących, rozrywających
liniach basu, wyśmienitych, klasycznie jadowitych riffach, tnących do kości
solówkach i w chuj agresywnych, nieustępliwych, przesiąkniętych przemocą
wokalach. No i to jest granie, pod którym podpisuję się wszystkimi czterema
kopytami. Bezkompromisowe, natarczywe, niszczące, żywiołowe i pełne pasji.
Niestety prócz tych wybornych, rozpierdalających dosłownie na kawałki,
kanonicznych wręcz patentów na „Zemście” usłyszymy także sporo popularnych
współcześnie, zdecydowanie bardziej przystępnych, rozszerzonych rozwiązań
melodycznych, które do mnie nie już tak nie przemawiają. Są wręcz brylantowe
pod względem technicznego wykonania, mają pewne powiązania z Melodyjnym Metalem
Śmierci, jak i rasowym Heavy, więc i
jebnięcie niezgorsze w nich jest, tyle że to nie moja bajka. Płytka ta ma
co prawda niesamowicie zwartą, jednolitą strukturę, wszystko tworzy tu monolityczną
wręcz całość i nie słychać w tym materiale żadnych rozwarstwień (co jest
głównie zasługą selektywnego, zagęszczonego odpowiednio, tłustego brzmienia), a
jednak wyraźnie można znaleźć tu dwie frakcje. Z jednej strony jest to więc
zajebisty, napędzany szybkością i agresją krążek, a ze strony przeciwnej
łagodzą go (całkowicie dla mnie zbędne)
melodyjne pasaże i chamsko niekiedy chwytliwe tekstury, w których
poszczególni muzycy mogą popisać się techniką i instrumentalnym onanizmem. Fani
nowocześnie skonstruowanego i podanego Thrash Metalu przy „Revengeance” nie raz
zapewne osiągną szczyty rozkoszy. Ja spędziłem w jej towarzystwie
niezaprzeczalnie miłe, prawie 45 minut, lecz o klękaniu (choćby na jedno
kolano) mowy nie było. Materiał dobry i rzeczowy, ale bez obsrania.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz