piątek, 8 marca 2024

Recenzja BIO-CANCER „Revengeance”

 

BIO-CANCER

„Revengeance”

Hammerheart Records 2023

 

Na przestrzeni ostatniej dekady grecka scena Thrash Metalowa bardzo mocno urosła w siłę i jest to fakt niezaprzeczalny i niepodlegający dyskusji. O jej sile stanowią w tej chwili głównie takie kapele młodzieżowe jak Suicidal Angels, Biotoxic Warfare, Released Anger, Exarsis, Amken, Riffobia, Drunkard, War Device, czy właśnie Bio-Cancer, którego to trzeci album długogrający postaram się Wam teraz nieco przybliżyć. Płytka ta nosi tytuł „Revengeance”, ukazała się na początku września zeszłego roku, a patronat nad nią roztoczyła Hammerheart Records. Muzyka, jaką na niej znajdziemy, to zadziorny, narowisty, drapieżny Thrash Metal. Uczciwie przyznaję, że mają te dźwięki konkretne pierdnięcie i potrafią sponiewierać bardzo, ale to bardzo konkretnie, a jednak trójka Bio-Cancer tak do końca mnie nie przekonuje. Dlaczego? Głównie dlatego, że ten krążek to takie sprytne połączenie starego z nowym. Jest tu więc cała masa tradycyjnych, korzennych Thrash’owych struktur opartych na napierdalających ciężko bębnach, złowrogo wibrujących, rozrywających  liniach basu, wyśmienitych, klasycznie jadowitych riffach, tnących do kości solówkach i w chuj agresywnych, nieustępliwych, przesiąkniętych przemocą wokalach. No i to jest granie, pod którym podpisuję się wszystkimi czterema kopytami. Bezkompromisowe, natarczywe, niszczące, żywiołowe i pełne pasji. Niestety prócz tych wybornych, rozpierdalających dosłownie na kawałki, kanonicznych wręcz patentów na „Zemście” usłyszymy także sporo popularnych współcześnie, zdecydowanie bardziej przystępnych, rozszerzonych rozwiązań melodycznych, które do mnie nie już tak nie przemawiają. Są wręcz brylantowe pod względem technicznego wykonania, mają pewne powiązania z Melodyjnym Metalem Śmierci, jak i rasowym Heavy, więc i  jebnięcie niezgorsze w nich jest, tyle że to nie moja bajka. Płytka ta ma co prawda niesamowicie zwartą, jednolitą strukturę, wszystko tworzy tu monolityczną wręcz całość i nie słychać w tym materiale żadnych rozwarstwień (co jest głównie zasługą selektywnego, zagęszczonego odpowiednio, tłustego brzmienia), a jednak wyraźnie można znaleźć tu dwie frakcje. Z jednej strony jest to więc zajebisty, napędzany szybkością i agresją krążek, a ze strony przeciwnej łagodzą go (całkowicie dla mnie zbędne)  melodyjne pasaże i chamsko niekiedy chwytliwe tekstury, w których poszczególni muzycy mogą popisać się techniką i instrumentalnym onanizmem. Fani nowocześnie skonstruowanego i podanego Thrash Metalu przy „Revengeance” nie raz zapewne osiągną szczyty rozkoszy. Ja spędziłem w jej towarzystwie niezaprzeczalnie miłe, prawie 45 minut, lecz o klękaniu (choćby na jedno kolano) mowy nie było. Materiał dobry i rzeczowy, ale bez obsrania.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz