czwartek, 28 marca 2024

Recenzja AETERNUS „Philosopher”

 

AETERNUS

„Philosopher”

Agonia Records 2023

Jeżeli chodzi o Norweską hordę Aeternus, to odnoszę wrażenie, że w ich przypadku sytuacja jest zero-jedynkowa, tzn. albo się lubi ich twórczość, albo leje na nią ciepłym strumieniem moczu. Ja należę zdecydowanie do pierwszej grupy i cenię sobie muzykę kwartetu z Bergen. Uważam bowiem, że od samego początku mieli oni własną osobowość, podążali jakby na peryferiach głównego nurtu i nie bali się stylistycznej wolty w czasach, w których powiedzmy sobie szczerze, średnio im się to opłacało. Ucieszyłem się więc szczerze, gdy spostrzegłem, że  po pięciu latach przerwy Aeternus powrócił z nowym, dziewiątym już albumem długogrającym, który pod swe opiekuńcze skrzydła wzięła nasza Agonia Records. Zdaję sobie sprawę, że w stosunku do muzyki tego zespołu mogę być nieco bezkrytyczny, jednak uważam, że „Philosopher” to naprawdę bardzo dobra płyta. Ciężka, soczysta, intensywna i przytłaczająca, a zarazem emanująca mistycyzmem i duszną, okultystyczną atmosferą. Album ten to zatem 38 minut miażdżących bębnów (zwłaszcza w chuj gęste centrale sieją tu rozpierdol taki, że klękajcie narody świata), wyrazistych, tłustych linii basu, którym zarazem nie można odmówić pierwotnej surowości, jak i dużego zaawansowania technicznego, zagęszczonych, smolistych riffów, czerpiących pełnymi garściami zarówno ze spuścizny Black, jak i Death Metalowej, dopracowanych partii solowych o tajemniczej, nieco mglistej naturze oraz gardłowych, pachnących grobem growli. Zgodzę się z tym, że to w zasadzie klasyczne, Black/Death Metalowe wzorce, jednak w ten tradycyjny, masywny szkielet grupa z Norwegi i zręcznie i fachowo powplatała tu dysonansowe, popaprane niezgorzej akordy, jadowite, hipnotyzujące, obsesyjnie złowieszcze akcenty melodyczne, jak i nieco bardziej subtelne, wręcz eteryczne, ale nie mniej cisnące na czapkę, instrumentalne, ponure pasaże dźwiękowe, że o transowej fuzji akustycznych gitar na początku „Void of Venom” już nie wspomnę. Ja pierdolę, kurwa mać, doprawdy, zajebista to płyta, tylko trzeba poświęcić jej trochę czasu i atencji, gdyż wbrew pozorom, nie jest to materiał na jedno podejście. Wierzcie mi, tej produkcji naprawdę warto ofiarować trochę więcej uwagi i estymy, gdyż w nagrodę otworzy ona przed nami drzwi do przemijającego i nieco zapomnianego już (przynajmniej dla niektórych) podziemnego, metafizycznego świata grozy, tajemniczych obrzędów, czy szeroko pojętej, diabelskiej filozofii. Jak dla mnie, to kolejny, wyborny, zaimpregnowany mrokiem  album Aeternus, który scala ze sobą i cementuje zarazem wszystko, co najlepsze w atmosferycznym Black i Death Metalu lat 90-tych. Nie wolno Wam więc przejść obok tego krążka obojętnie, bo jeżeli tak zrobicie, to gdy wybije Wasza godzina, za karę niechybnie traficie do nieba.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz