AETERNUS
„Philosopher”
Agonia Records 2023
Jeżeli
chodzi o Norweską hordę Aeternus, to odnoszę wrażenie, że w ich przypadku
sytuacja jest zero-jedynkowa, tzn. albo się lubi ich twórczość, albo leje na
nią ciepłym strumieniem moczu. Ja należę zdecydowanie do pierwszej grupy i
cenię sobie muzykę kwartetu z Bergen. Uważam bowiem, że od samego początku
mieli oni własną osobowość, podążali jakby na peryferiach głównego nurtu i nie
bali się stylistycznej wolty w czasach, w których powiedzmy sobie szczerze,
średnio im się to opłacało. Ucieszyłem się więc szczerze, gdy spostrzegłem, że po pięciu latach przerwy Aeternus powrócił z
nowym, dziewiątym już albumem długogrającym, który pod swe opiekuńcze skrzydła
wzięła nasza Agonia Records. Zdaję sobie sprawę, że w stosunku do muzyki tego
zespołu mogę być nieco bezkrytyczny, jednak uważam, że „Philosopher” to
naprawdę bardzo dobra płyta. Ciężka, soczysta, intensywna i przytłaczająca, a
zarazem emanująca mistycyzmem i duszną, okultystyczną atmosferą. Album ten to
zatem 38 minut miażdżących bębnów (zwłaszcza w chuj gęste centrale sieją tu
rozpierdol taki, że klękajcie narody świata), wyrazistych, tłustych linii basu,
którym zarazem nie można odmówić pierwotnej surowości, jak i dużego
zaawansowania technicznego, zagęszczonych, smolistych riffów, czerpiących
pełnymi garściami zarówno ze spuścizny Black, jak i Death Metalowej, dopracowanych
partii solowych o tajemniczej, nieco mglistej naturze oraz gardłowych,
pachnących grobem growli. Zgodzę się z tym, że to w zasadzie klasyczne,
Black/Death Metalowe wzorce, jednak w ten tradycyjny, masywny szkielet grupa z
Norwegi i zręcznie i fachowo powplatała tu dysonansowe, popaprane niezgorzej
akordy, jadowite, hipnotyzujące, obsesyjnie złowieszcze akcenty melodyczne, jak
i nieco bardziej subtelne, wręcz eteryczne, ale nie mniej cisnące na czapkę,
instrumentalne, ponure pasaże dźwiękowe, że o transowej fuzji akustycznych
gitar na początku „Void of Venom” już nie wspomnę. Ja pierdolę, kurwa mać,
doprawdy, zajebista to płyta, tylko trzeba poświęcić jej trochę czasu i
atencji, gdyż wbrew pozorom, nie jest to materiał na jedno podejście. Wierzcie
mi, tej produkcji naprawdę warto ofiarować trochę więcej uwagi i estymy, gdyż w
nagrodę otworzy ona przed nami drzwi do przemijającego i nieco zapomnianego już
(przynajmniej dla niektórych) podziemnego, metafizycznego świata grozy, tajemniczych
obrzędów, czy szeroko pojętej, diabelskiej filozofii. Jak dla mnie, to kolejny,
wyborny, zaimpregnowany mrokiem album
Aeternus, który scala ze sobą i cementuje zarazem wszystko, co najlepsze w
atmosferycznym Black i Death Metalu lat 90-tych. Nie wolno Wam więc przejść
obok tego krążka obojętnie, bo jeżeli tak zrobicie, to gdy wybije Wasza
godzina, za karę niechybnie traficie do nieba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz