Necrophagia
„Moribundis
Grim”
Time To Kill Records 2024
Komponowanie
jak i nagrywanie tego albumu miało miejsce w latach 2016-2018. Niestety, jak
wszystkim wiadomo, nastąpiła śmierć Killjoy’a, więc zawieszono kontynuacje prac
nad „Moribundis Grim”. W 2022 roku wrócono jednak do rejestracji ostatniej już
płyty tej niesamowitej kapeli. Oprócz pozostałej części ostatniego składu
wzięli w niej udział John McEntee (Incantation), Titty Tani (ex-Goblin) i Mirai
Kawashima (Sigh). Muzycy na wydanie tego krążka podpisali umowę z Time To Kill
Records, a ukaże się on dziesiątego maja. Nie wiem, czy jest sens rozpisywać
się nad zawartością „Moribundis Grim”, bo na temat tego zespołu i jego
twórczości wylano już morze słów. Ograniczę się zatem do czysto technicznych
informacji, ponieważ w gruncie rzeczy materiał ten nie wnosi niczego nowego do
twórczości Necrophagia. Posiada za to specyficzną formę, którą często
(przynajmniej kiedyś) przybierały „pośmiertnie” wydawane płyty. Ów matex
zawiera osiem numerów z czego dwa to odświeżone wersje „Bleeding Torment” i
„Mental Decay” z pierwszej płyty. Do tego Amerykanie dołożyli cover Samhain w
postaci „Halloween 3” oraz wersję koncertową „The Wicked”, który jest nowym
kawałkiem zagranym na scenie jeszcze za życia Killjoy’a. Cała reszta to wersje
demo utworów stworzonych w wyżej wymienionym okresie, z tym, że do tytułowej
kompozycji Killjoy nie zdążył dokończyć nagrywania wokali więc zajął się tym
John McEntee, finalizując sprawę. Za pośrednictwem tej produkcji dostajemy
jakoby „nekrolog” Necrophagia, zawierający szereg zwyczajowych dla tego bandu
kawałków. Snują one w średnim i wolnym tempie swe mroczne i obrzydliwe
historie. Wypełnia je zapiaszczone brzmienie gitar, toporna sekcja rytmiczna
oraz przejmujące wokalizy. Upiorne riffy jak zawsze wywołują ciarki na plecach
i daleko posunięty niepokój. Gdzieniegdzie panowie dokładają oczywiście kapkę
klawiszy, które wzmacniają ten charakterystyczny klimat z retro horrorów z
czego zasłynęła Necrophagia. Cóż… kilka wałków o nienajlepszej jakości, wśród
których można z pewnością wyróżnić wspomniany już tytułowy, który gniecie
niemiłosiernie, wymieniony także wcześniej cover, będący bezwzględnie
odstręczającym i przerażającym zbiorem dźwięków, nieco momentami nostalgiczny
„Scarecrows” oraz ostatni, mocno nastrojowy i hipnotyzujący swym rytmem
„Sundown”. Według mnie to wydawnictwo to raczej ciekawostka niż regularny
album, lecz trafnie zamyka historię Necrophagia, a ci, którzy uwielbiali tą
formację, na pewno będą chcieli posiadać „Moribundis Grim”. Trochę smutny i
surowy wydźwięk on posiada, ale taki właśnie będzie koniec wszystkiego.
shub
niggurath
Moja ukochana kapela. Nie mogę się już doczekać tych kilku nowych kawałków. Nie kapuję tylko czemu wrzucili na płytę wersję koncertową "Wicked" zamiast wersji studyjnej, której nie ma na żadnej płycie.. Mam pytanko czy pierwszy kawałek "The House by the Cemetery" to tylko jakieś intro czy może normalny utwór?
OdpowiedzUsuń