wtorek, 26 marca 2024

Recenzja Brodequin „Harbinger Of Woe”

 

Brodequin

„Harbinger Of Woe”

Season Of Mist: Underground Activists 2024

Pamiętacie Brodequin? Jeśli nie to w pełni zrozumiałe, bo właśnie wracają z czwartą płytą… po dwudziestu latach przerwy. Mały rys historyczny jest taki, że powstali w 1998 roku w Knoxville i poza epką, którą wypuścili trzy lata temu, to ostatni ich album pojawił się w 2004. No ale 22 marca będzie można już zakupić i posłuchać „Harbinger Of Woe”. Niesie on ze sobą dziesięć numerów brutalnego death metalu. Jak dla mnie ten tercet zawsze był takim bratem bliźniakiem Disgorge i to się nie zmieniło. Po dwóch dekadach Amerykanie udowadniają, że są cały czas w formie. Te 32 minuty muzyki sieją istne spustoszenie. Gęste riffy mkną do przodu z nieubłaganą intensywnością, tworząc zwartą ścianę dźwięku do tego stopnia, że nie ma ona innej możliwości jak tylko w tych skrajnych momentach zamienić się w dziki dysonans. Od czasu do czasu Brodequin zbite akordy rozciągają nieco i tym samym zwalniają, ale nie ma to żadnego wpływu na siłę przekazu. Podobnie jest w chwilach, kiedy panowie przechodzą na rytmiczne i tłumione kostkowanie, spomiędzy którego wyłaniają się piskliwe zagrywki, ostatecznie zamieniające się w krótkie i przeszywające tremolo. Jest tutaj na prawdę mocno duszno, a kiedy dochodzi do gniotących zwolnień, to wtedy już totalnie brakuje powietrza, którego wysysanie wspomagają klawiszowe tła, wzmacniające obrazowanie mroków średniowiecza, o których barbarzyńskim growlem ryczy wokalista. Na najnowszym krążku tej ekipy z Tennessee wszystko jest brutalne. Silne brzmienie gitar, zmasowana sekcja rytmiczna, wokalizy, a nawet wspomniane syntezatorowe ubarwienia, nie są tu po to, aby umilać komukolwiek czas. Nienawistny, chropowaty i brudny death metal, wyjęty z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych, mający wzbudzać obrzydzenie i siać zniszczenie. Bezduszna i budząca grozę swą bezwzględnością pozycja, która mimo to nie jest pozbawiona pewnych technicznych smaczków, bo przecież członkowie tej kapeli na scenie nie są od wczoraj. Bardzo dobry powrót klasycznego i upiornego napierdalania z małym powiewem współczesności.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz