Crucifier
„Led Astray”
Iron Bonehead Prod. 2024
Crucifier był dla mnie zawsze jednym z zespołów
przeczących tezie (albo potwierdzającym regułę, jak kto woli), że za wielką
wodą też potrafią w black metal. I choć w tamtejszej odmianie gatunku zawsze
sporo było naleciałości deathmetalowych, to jednak czystym death metalem tego
nazwać nie było sposób. Rzeczony band, po dość długim letargu, przebudził się
najwyraźniej na dobre, i w przeciągu sześciu lat serwuje nam trzecie
wydawnictwo sygnowane charakterystycznym logo. Nie martwcie się, „Led Astray”
bynajmniej was nie zwiedzie, jak mógłby to sugerować tytuł. To trzydzieści
sześć minut muzyki w stylu Cricifier. Tradycyjnie jest brudno i
antychrześcijańsko. Podstawę całości stanowi, wspomniany już, amalgamat death i
black metalu, zazwyczaj oparty na bezpośrednich, niezbyt połamanych harmoniach
w tempie średnim. Czuć w tym graniu wyraźnie amerykańskiego ducha, choć w tle
przebijają się także inspiracje płynące z Półwyspu Skandynawskiego.
Zdecydowanie większy nacisk został tu położony na szorstkość kompozycji niż ich
melodyjność, co zdecydowanie podkreśla staroszkolny klimat albumu. Najbardziej
wpadające w ucho są na tych nagraniach elementy thrash i heavymetalowe, których
spora garść została tu, bardzo naturalnie zresztą, wpleciona. Rzućcie choćby
uchem na niesamowitą solówkę w „Serenaded by the Angel’s Shrills”, fantastyczna
rzecz. Co ciekawe, dzięki takim zabiegom „Led Astray” wcale nie straciła na
swojej drapieżności, a wręcz przeciwnie. Ponadto sporą zaletą tego krążka jest
właśnie spójność oraz utrzymanie równego poziomu. Ciężko byłoby mi się
zdecydować na wybór utworu promującego ten materiał, gdyż każdy z nich
doskonale się do tej roli nadaje. Nowy Crucifier to niby nic wielkiego. Żaden
tam kandydat do płyty roku czy nagrody Grammy, lecz słuchając tych nagrań po
prostu morda sama się cieszy. Amerykanie po raz kolejny zdecydowanie dali radę
i nagrali płytę, która jest w stanie zapętlić się w odtwarzaczy na długie dni,
a może nawet i tygodnie. Można kupować w ciemno.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz