Armagh
„Exclamation
Po!nt”
Dying Victims Productions 2024
Piętnastego
marca wraca jeden z naszych krajowych przedstawicieli First Wave Only. Tym
razem robi to z mocno przetasowanym składem, gdyż z muzyków, którzy brali
udział w nagraniu poprzedniego albumu, został tylko Galin Soulreaper. Był on
odpowiedzialny za napisanie większości materiału na „Serpent Storm”, ale
podobno nowi członkowie w osobach Vikk Vandall (gitara), Tom Cultcommander
(bas) i AI Atom Smasher (bębny), mieli większy wkład w tworzenie nowego albumu,
odciążając tym samym nieco założyciela Armagh. Co z tego wyszło? Ano żadnych
zaskoczeń nie przewiduje, ponieważ zmian stylistycznych nie zaobserwowałem.
Przeskoku jak między „Cold Wrath Of Mother Earth”, a „Serpent Storm” nie ma
więc „Exclamation Po!nt” jest kontynuacją kierunku w jakim postanowiła podążać
ta brygada. Jednakże ogólny wydźwięk delikatnie się różni od „dwójki”, bo
odnoszę wrażenie, że na najnowszej produkcji Mazowszan jest wyraźnie lżej lub
po prostu inaczej. Tak jak na „Serpemt…” słyszalne były jeszcze echa Venomu tak
tutaj już tego nie uświadczymy. Muzyka tego kwartetu wyraźniej nawiązuje do
fundamentu, na którym stoi. Korzystając ze spuścizny protometalu, mieszając go
z prog i hardrockiem lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych oraz dokładając
do tego przybrudzony heavy i power metal pierwszej połowy lat osiemdziesiątych,
tworzą eklektycznego potwora ubranego w klasyczne szaty. Robi on małe
spustoszenie za pomocą jazgotliwych gitar, spomiędzy których wyłania się tłusty
bas, a akompaniuje im wycofana o kartonowym werblu i dźwięcznych przejściówkach
perkusja. Oczywiście charakterystyczne wokalizy Soulreaper’a są tu również cały
czas obecne, bo chyba bez nich teraźniejsza twórczość Armagh nie miałaby tego
specyficznego kształtu. Opisując ten krążek nie ma sensu jak sądzę wdawać się w
szczegóły, ponieważ wyszedłby z tego niezły elaborat. Silenie się na porównania
i wymienianie nazw kapel, z którymi kojarzą się poszczególne utwory również nie
ma racji bytu, bo lista byłaby naprawdę długa. Ogólnie rzecz biorąc
„Exclamation Po!nt” jawi mi się jako przekrój przez różne style ciężkiego
grania, które były na fali między 1968 i 1985 rokiem. W rzępoleniu tego
kwartetu pełno jest riffów, które kojarzą się z tamtymi czasami. Mieszają się
one bezustannie zmieniając tempo jak i rodzaj kostkowania. Za pośrednictwem
gitarzystów otrzymujemy progresywne i zapętlone nuty, thrashowe i energiczne
ataki, hard rockowe akordy, które nawiązują do muzyki drogi, klasycznie, heavy
metalowe traktowanie strun jaki i trochę zmetalizowanego bluesa schyłku lat
sześćdziesiątych. Dość spora ilość zastosowanych form stylistycznych może
przyprawić o ból głowy, podobnie jak ich połączenie, które permanentnie
zaskakują, gdyż autorzy bez ustanku nadają swoim kompozycjom inną postać. Wśród
tej szarpaniny niezwykle wyraźne są linie basu, który bez kompleksów wychyla
swój łeb, podkreślając szczególną rytmikę tej płyty. Chwilami można odnieść
wrażenie, że jest tutaj wręcz liderem, a zakręcone i halucynogenne wiosła są
tylko dla niego przystawką. Za instrumentami strunowymi podąża bez wysiłku
ciekawa perkusja, która od czasu do czasu wpada w jazzowe klimaty. Zresztą
aranżacje miejscami przywdziewają improwizacyjną architekturę, za którą trudno
nadążyć lub się w niej pogubić. Nie wiem czy ten chaos jest przypadkowy czy
zamierzony, ale i tak wyszedł świetnie, gdyż uwypukla jeszcze bardziej tą
szalenie lizergiczną gędźbę. Cóż… całkiem smaczny bigos wyszedł chłopakom, o
ile ktoś lubi klasyczne muzykowanie, które aż kipi od psychodelicznych
manewrówz czasów, kiedy po świecie chodziły „dzieci kwiaty” oraz heavy i power
metalowych melodii, powstających za rządów Helmuta Schmidt’a i Margaret Thatcher.
Jakby tego było mało, zmienia się ono okresami w biczujący speed metal i brudny
rock’n’roll, okraszony ciepłym głosem wokalisty, który niedbale i jakby od
niechcenia wyśpiewuje frazy. Jednak podsumowując nie da się nie wymienić kilku
nazw, ponieważ jeśli nieobce są Wam takie brygady jak Hawkwind, Deep Purple,
Led Zeppelin, Jethro Tull, Thin Lizzy czy Angel Witch, które wraz z kilkoma
innymi posłużyły do uwarzenia tego koktajlu, to bierzcie bez wahania. Jeśli zaś
konserwatywne granie Was męczy to sobie odpuśćcie. Ja tam biorę.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz