sobota, 2 marca 2024

Recenzja Armagh „Exclamation Po!nt”

 

Armagh

„Exclamation Po!nt”

Dying Victims Productions 2024

Piętnastego marca wraca jeden z naszych krajowych przedstawicieli First Wave Only. Tym razem robi to z mocno przetasowanym składem, gdyż z muzyków, którzy brali udział w nagraniu poprzedniego albumu, został tylko Galin Soulreaper. Był on odpowiedzialny za napisanie większości materiału na „Serpent Storm”, ale podobno nowi członkowie w osobach Vikk Vandall (gitara), Tom Cultcommander (bas) i AI Atom Smasher (bębny), mieli większy wkład w tworzenie nowego albumu, odciążając tym samym nieco założyciela Armagh. Co z tego wyszło? Ano żadnych zaskoczeń nie przewiduje, ponieważ zmian stylistycznych nie zaobserwowałem. Przeskoku jak między „Cold Wrath Of Mother Earth”, a „Serpent Storm” nie ma więc „Exclamation Po!nt” jest kontynuacją kierunku w jakim postanowiła podążać ta brygada. Jednakże ogólny wydźwięk delikatnie się różni od „dwójki”, bo odnoszę wrażenie, że na najnowszej produkcji Mazowszan jest wyraźnie lżej lub po prostu inaczej. Tak jak na „Serpemt…” słyszalne były jeszcze echa Venomu tak tutaj już tego nie uświadczymy. Muzyka tego kwartetu wyraźniej nawiązuje do fundamentu, na którym stoi. Korzystając ze spuścizny protometalu, mieszając go z prog i hardrockiem lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych oraz dokładając do tego przybrudzony heavy i power metal pierwszej połowy lat osiemdziesiątych, tworzą eklektycznego potwora ubranego w klasyczne szaty. Robi on małe spustoszenie za pomocą jazgotliwych gitar, spomiędzy których wyłania się tłusty bas, a akompaniuje im wycofana o kartonowym werblu i dźwięcznych przejściówkach perkusja. Oczywiście charakterystyczne wokalizy Soulreaper’a są tu również cały czas obecne, bo chyba bez nich teraźniejsza twórczość Armagh nie miałaby tego specyficznego kształtu. Opisując ten krążek nie ma sensu jak sądzę wdawać się w szczegóły, ponieważ wyszedłby z tego niezły elaborat. Silenie się na porównania i wymienianie nazw kapel, z którymi kojarzą się poszczególne utwory również nie ma racji bytu, bo lista byłaby naprawdę długa. Ogólnie rzecz biorąc „Exclamation Po!nt” jawi mi się jako przekrój przez różne style ciężkiego grania, które były na fali między 1968 i 1985 rokiem. W rzępoleniu tego kwartetu pełno jest riffów, które kojarzą się z tamtymi czasami. Mieszają się one bezustannie zmieniając tempo jak i rodzaj kostkowania. Za pośrednictwem gitarzystów otrzymujemy progresywne i zapętlone nuty, thrashowe i energiczne ataki, hard rockowe akordy, które nawiązują do muzyki drogi, klasycznie, heavy metalowe traktowanie strun jaki i trochę zmetalizowanego bluesa schyłku lat sześćdziesiątych. Dość spora ilość zastosowanych form stylistycznych może przyprawić o ból głowy, podobnie jak ich połączenie, które permanentnie zaskakują, gdyż autorzy bez ustanku nadają swoim kompozycjom inną postać. Wśród tej szarpaniny niezwykle wyraźne są linie basu, który bez kompleksów wychyla swój łeb, podkreślając szczególną rytmikę tej płyty. Chwilami można odnieść wrażenie, że jest tutaj wręcz liderem, a zakręcone i halucynogenne wiosła są tylko dla niego przystawką. Za instrumentami strunowymi podąża bez wysiłku ciekawa perkusja, która od czasu do czasu wpada w jazzowe klimaty. Zresztą aranżacje miejscami przywdziewają improwizacyjną architekturę, za którą trudno nadążyć lub się w niej pogubić. Nie wiem czy ten chaos jest przypadkowy czy zamierzony, ale i tak wyszedł świetnie, gdyż uwypukla jeszcze bardziej tą szalenie lizergiczną gędźbę. Cóż… całkiem smaczny bigos wyszedł chłopakom, o ile ktoś lubi klasyczne muzykowanie, które aż kipi od psychodelicznych manewrówz czasów, kiedy po świecie chodziły „dzieci kwiaty” oraz heavy i power metalowych melodii, powstających za rządów Helmuta Schmidt’a i Margaret Thatcher. Jakby tego było mało, zmienia się ono okresami w biczujący speed metal i brudny rock’n’roll, okraszony ciepłym głosem wokalisty, który niedbale i jakby od niechcenia wyśpiewuje frazy. Jednak podsumowując nie da się nie wymienić kilku nazw, ponieważ jeśli nieobce są Wam takie brygady jak Hawkwind, Deep Purple, Led Zeppelin, Jethro Tull, Thin Lizzy czy Angel Witch, które wraz z kilkoma innymi posłużyły do uwarzenia tego koktajlu, to bierzcie bez wahania. Jeśli zaś konserwatywne granie Was męczy to sobie odpuśćcie. Ja tam biorę.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz