Coffin Curse
„The Continuous Nothing”
Memento Mori (2024)
W
przypadku wydawnictw z Memento Mori przeważnie wiadomo czego się spodziewać.
Płyty sygnowane logiem tej wytwórni w zdecydowanej większości nie przekraczają
pewnego przyzwoitego poziomu oferując death metal mocno nawiązujący do korzeni,
ale daleki od odkrywczości, niejednokrotnie niedoskonały warsztatowo. Debiut
chilijskiego Coffin Curse to była właśnie taka przyzwoita druga liga – nic
szałowego, ale było to sprawnie zagrane, nienagannie napisane i mogło stanowić
fajny suplement niejednej kolekcji miłośnika death metalu. Niestety, to co
cztery lata temu mogło być sympatycznym uzupełnieniem płytoteki teraz wydaje
się być niepotrzebną cegiełką w morzu
podobnych wydawnictw. Mówię to w kontekście drugiej płyty ekipy z Santiago,
gdyż mający się ukazać niedługo „The Continuous Nothing” nie przynosi żadnych
rewolucyjnych zmian, a jeśli jakieś się pojawiają to nie są one na plus.
Pierwsza myśl jaka towarzyszyła mi przy premierowym odsłuchu była taka, że
pociąg ze stacji „oldschoolowy death metal” trochę Chilijczykom odjechał.
Nowemu wydawnictwu brak trochę świeżości i błysku, który był zauważalny na
debiucie. Muzyka Coffin Curse stała się gęstsza, bardziej zwarta, jakby mocniej
ukierunkowana na mariaż Morbid Angel i Incatation, ale w moim odczuciu nie
przełożyło się to na jakość. Kompozycje są jednocześnie poprawne i bezbarwne, a
płyta trochę przelatuje przez uszy jak sraczka. Złapałem się nawet na tym, że
zastanawiałem się co ja w ogóle włączyłem i kto to gra. Zabrakło mi na tym
nagraniu też kilku wykrętasów, pochodów basu, schuldinerowej przestrzeni, która
była obecna na „Ceased To Be”. Tytuł „The Continuous Nothing” trochę oddaje
zawartość muzyczną – jedno i to samo, z którego niewiele wynika. Memento Mori
ma w swoim katalogu szereg innych, ciekawszych wydawnictw by wspomnieć chociaż
by Dipygus czy Conjureth, które to ukazały się w relatywnie niedawnej
przeszłości. Konkurencja nie śpi i odświeżanie klasycznej, deathmetalowej
formuły idzie wciąż do przodu. Jeśli ktoś ma ochotę na mocno inspirowany
tradycją gatunku death metal to szukałbym raczej tam aniżeli na nowej płycie
Coffin Curse. Tym razem sugeruje dać sobie spokój z tym materiałem, chyba, że
ktoś ma zdecydowane za dużo czasu.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz