piątek, 29 marca 2024

Recenzja Heresiarch „Edifice”

 

Heresiarch

„Edifice”

Iron Bonehead Prod. 2024

Heresiarch to Nowa Zelandia. A jak Nowa Zelandia, to wiadomo, że będzie mocny wpierdol, bo oni tam przecież chodzą do góry nogami i mają w głowie ostro najebane. Zespół wraca właśnie z kolejnym pełnowymiarowym materiałem, po siedmiu latach, po drodze wypluwając jedynie dwa splity. Powiem szczerze, że materiał ten nieco mnie zaskoczył, sam do końca nie wiem, czy na plus czy na minus. Powód jest prosty i prozaiczny. „Edifice” to chyba najbardziej klasycznie deathmetalowy materiał jaki zespół dotychczas zarejestrował. Pierwiastek gruzowy, dotychczas bardzo dla Heresiarch charakterystyczny, został tutaj zdecydowanie zminimalizowany, co jednak nie znaczy, iż zniknął bez śladu. Nowe oblicze zespołu zdecydowanie bardziej jest zakorzenione jednak w klasyce lat dziewięćdziesiątych, choć bardziej na zasadzie, iż brzmi jakby materiał ten został wówczas skomponowany i nagrany niż ze względu na słyszalne inspiracje. Zelandczycy wszystko zrobili tutaj po swojemu, bez kopiowania kogokolwiek. I zrobili to w iście mistrzowski sposób. Te dziesięć kompozycji to solidny kop w nos. I to z rozbiegu, bo muzyka na „Edifice” często pędzi do przodu niczym masywna, napędzana węglem stara lokomotywa, gotowa zniszczyć wszystko co stanie jej na drodze. Nie znaczy to, że Heresiarch zapominają o hamulcu. Masywne zwolnienia, jak choćby to w „Noose Above the Abyss” gniotą chyba jeszcze bardziej niż fragmenty grane na pełnej szybkości. Albo bardziej klimatyczny moment w „A World Lit Only by Fire” i następująca po nim końcówka, niczym z Terminatora. Bomba. A co najważniejsze, panowie serwują nam naprawdę dzikie riffy, płynnie przechodzące z jednego w drugi i udowadniające nieprzeciętny talent kompozytorski autorów. Świetną robotę robi też sekcja rytmiczna, zwłaszcza perfekcyjnie zaaranżowane bębny (te wojenne motywy!). Nie brak także wściekłych wokali, wybrzmiewających jakby pochodziły od walczącej o życie rannej zwierzyny w amoku. Po kilku rundach przyzwyczaiłem się także do nieco bardziej wyczyszczonego (oczywiście jak na Heresiarch) brzmienia, głównie dlatego, że w tym konkretnym przypadku bardzo logicznie działa ono na korzyść ścieżek gitarowych, które zyskują naprawdę potężną moc. „Edifice” to album, którego słucha się na jednym wdechu a kiedy się kończy chce się go jeszcze bardziej niż czterdzieści minut wcześniej. Ja pisałem, że nie wiem, czy jestem bardziej na „za” czy „przeciw”? Pierdololo. Wnioski wyciągnijcie sami.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz