piątek, 1 marca 2024

Recenzja Vircolac „Veneration”

 

Vircolac

„Veneration”

Sepulchral Voice Records 2024

No i mamy drugi album tej irlandzkiej kapeli. Vircolac kontynuuje na nim obraną wcześniej drogę, posuwając się o krok dalej. „Veneration” niesie bowiem ze sobą jeszcze bardziej pokombinowany death metal w specyficznym ujęciu. Nie jest to muzyka, która wpada w ucho od pierwszego przesłuchania, bo aby ją polubić trzeba czasu i co za tym idzie cierpliwości. Kiedy już się ją zrozumie, to otworzą się bramy piekła. Te sześć, oprócz intra, kawałków to połamane akordy, nieliniowe przejścia jednego kostkowania w drugie, agresywne ataki, snujące nieoczywiste melodie solówki, zawiesiste szarpanie strun, trochę dysonansów oraz ociupinka swoistych tremolo na modłę islandzką. To wszystko, ci trzej Irlandczycy, wycisnęli z gitary o nieco greckim brzmieniu, mięsistego, niskotonowego wiosła i mocno wysuniętej do przodu, dudniącej perkusji. Jeśli słuchając tego krążka będziecie odnosić wrażenie, że ten death metal jest chaotyczny, to się nie będziecie mylić. Mi granie Vircolac przypomina chwilami Aura Noir bądź Bølzer. Ci trzej mieszkańcy Dublina podobnie do tych dwóch zespołów kreują muzę, która jest mocno pokręcona i wypełniona nagłymi zmianami tempa oraz wielorakimi metodami traktowania strun. Skutkuje to karkołomnymi i nieharmonijnymi utworami, które chłoszczą swych słuchaczy na różne sposoby z biegłością zawodowego kata. Niezwykle oryginalny death metal z wieloma zwrotami akcji, brutalny i nieokiełznany. Przy tym skrajnie mroczny i nieprzyjazny, co dodatkowo podkreślają zaciekłe wokale Laoghaire. Niech nie zwiedzie Was przemiły wstęp do tej płyty w postaci „The Lament (I Am Calling You)”, gdyż początek ostatniego na tym wydawnictwie „She Is Calling Me” wyjaśnia o co tu chodzi. Upiornie wciągająca produkcja.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz