sobota, 16 marca 2024

Recenzja Convocation „No Dawn For The Caliginous Night”

 

Convocation

„No Dawn For The Caliginous Night”

Everlasting Spew Records 2023

Trochę to spóźniony temat, bo materiał ten ukazał się w listopadzie, ale nagle, niczym z grobu, wypełzł z mojej skrzynki odbiorczej. Nic to w sumie dziwnego, ponieważ Convocation są specjalistami od pogrzebowego doom metalu. Można lubić ten gatunek lub nie. Ja na przykład nie przepadam, lecz nie mogę, nie pochylić głowy przed ostatnim dziełem tego fińskiego projektu. Człowiek odpowiedzialny za wszystkie instrumenty w tym zespole, stanął na wysokości zadania i skomponował chyba płytę kompletną. Celowo nie używam słowa „najlepszą”, gdyż dla każdego funeralny doom metal może oznaczać coś innego. Dla mnie to przede wszystkim nisko nastrojone gitary, przysadzista sekcja rytmiczna oraz ponure growle. To także zawiesiste i do granic możliwości rozlazłe akordy, które snują pieśni, przy których Marsz Pogrzebowy Fryderyka Szopena to radosna melodyjka. To długie utwory, w których pomiędzy przygnębiającymi riffami wirują klawiszowe wstawki lub całe ich pasaże, dopełniając poczucie smutku i bezdennej pustki, bo głównie takie odczucia wywołuje ten typ doomowego grania. Niekiedy twórcy dokładają do tych elementów chóralne śpiewy, frazy wygrywane na skrzypcach, wiolonczelach lub fortepianie. Od czasu do czasu mogą pojawiać się dark-ambientowe pauzy oraz przerywniki wykonywane na czystych strunach. Jakże wielkie było moje zdziwienie po włączeniu „No Dawn For The Caliginous Night”, bowiem do moich uszu doleciały właśnie te wszystkie wyżej wymienione części składowe, właściwe dla tego gatunku. Niby nic dziwnego, ale ten wariant, objawiający się pod postacią trzeciego krążka Convocation posiada poza wspomnianymi jeszcze inne cechy. Lauri Laaksonen przelewając swoje pomysły na pięciolinię, zrobił to z niezwykłą dbałością o szczegóły i formę tego albumu. Wspomniane komponenty połączył on ze sobą z zegarmistrzowską precyzją i niebywałą finezją, co przyczyniło się do powstania funeral doom metalu,który, poza tym, że jest masywny i monumentalny to dodatkowo może poszczycić się niespotykanym dramatyzmem. Wielość użytych na najnowszej propozycji Finów, nie tylko gitarowych zagrywek, ale również pobocznych ozdobników, zrodziło przestrzenny pejzaż muzyczny, który po brzegi wypełniony jest eterycznymi dźwiękami i co za tym idzie duszną atmosferą. To wydawnictwo jest niczym innym jak peanem dla powoli umierającego świata, a nadciągająca, tytułowa mroczna noc nigdy nie doczeka świtu. Marko Neuman utyskuje nad tym zawzięcie, dzierżąc mikrofon i sącząc do niego swoje gardłowe wokalizy w różnych odcieniach, podkreśla splin jednocześnie chwaląc się nieco możliwościami swoich strun głosowych. Polecam. Doskonały album, który powstał na przededniu zimy, lecz na jej koniec również się doskonale nadaje.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz