Poroniec
„W
Połogu”
Putrid
Cult 2024
Poroniec to w wierzeniach słowiańskich złośliwy
demon powstały z duszy poronionego, martwo urodzonego lub zabitego zaraz po
narodzinach, dziecka. Trzeba przyznać, że z całego wachlarza polskojęzycznych
nazw akurat ta jest wyjątkowo ciekawa. Dlatego też od razu pomyślałem, że
szkoda by było, gdyby muzyka zespołu pod tą nazwą ukrytego była przeciętna.
Szybko okazało się, że tak nie jest. „W Połogu” to ponad czterdzieści minut,
jak się nietrudno domyśleć, black metalu, śpiewanego po polsku. I już na
początku zaznaczyć należy, że liryki do tego albumu są równie intrygujące, co
sama nazwa. Natomiast płynący z nich przekaz i emocje bardzo umiejętnie
wyrażane są zarówno przez wściekły, pełen jadu agresywny śpiew, jak i
występujące, choć w zdecydowanej mniejszości, zaśpiewy, zarówno męskie jak i
żeńskie. Te ostatnio zresztą autorstwa nie byle kogo, bowiem odpowiedzialna za
ten element układanki jest Hekte Zaren, więc dodatkowych pytań nie przewiduję.
Co się zaś tyczy zawartości czysto muzycznej, to pod tym względem jest też
różnorodnie, choć nie na chama. Zdaje się, że Poroniec znaleźli doskonały
przepis na połączenie ze sobą starej szkoły z elementami nieco bardziej
modernistycznymi. Poza charakterystycznymi dla drugiej fali chłodnymi tremolo,
panowie nie opierają się drobnym dysonansom czy też momentami riffowaniu w
bardziej deathmetalowym stylu. Nie forsują przy tym nadmiernie tempa, krocząc
raczej w rejonach umiarkowanych i bardzo zgrabnie równoważąc gwałtowne zrywy
elementami ocierającymi się nawet o „post” black metal. W utworach Porońca
doszukamy się zarówno melodyjnego bujania jak i wściekłych ataków na oślep.
Ponadto nie brak na tych nagraniach elementów bardziej mistycznych, a nawet
nieco teatralnych, zwłaszcza gdy wolnym akordom towarzyszą wiedźmowe wokale.
Ogromną zaletą tego materiału jest towarzyszące mu przez cały czas napięcie.
Muzycy potrafią w mistrzowski sposób podsycać buchający z ich muzyki czarny
płomień, którego moc nie słabnie nawet w chwili, gdy zdaje się on lekko
przygasać. Sporą zaletą tych kompozycji jest także niemożliwość bezpośredniego
porównania ich do konkretnego inspiratora czy inspiratorów. Pewnie, można na
siłę wytykać, że tu jest jakieś podobieństwo do Morowe / Furii, tam nuta
przypomina Manbryne, czy też bardziej zasłużonych klasyków, ale to w sumie
takie porównania na siłę. Mimo iż nowatorstwa na tej płycie niewiele, to całość
posklejana jest według autorskiego pomysłu. Po raz kolejny dowodzi to, że nasza
scena blackmetalowa jest obecnie jedną z najsilniejszych na świecie. I to, że
dziś uznam debiut Porońca za jedną z najciekawszych polskich blackmetalowych pozycji
w tym roku, kandydata to ścisłego top w grudniowych podsumowaniach, wcale tutaj
niczego nie przesądza. Bo nie zdziwię się, jeśli jutro znów wyskoczy mi jakiś
diabeł z pudełka. Nie zmienia to jednak faktu, że po „W Połogu” sięgnąć wypada,
a nawet należy. Bo to jest bardzo… wróć. Kurewsko, mocny album.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz