czwartek, 14 marca 2024

Recenzja Poroniec „W Połogu”

 

Poroniec

„W Połogu”

Putrid Cult 2024

Poroniec to w wierzeniach słowiańskich złośliwy demon powstały z duszy poronionego, martwo urodzonego lub zabitego zaraz po narodzinach, dziecka. Trzeba przyznać, że z całego wachlarza polskojęzycznych nazw akurat ta jest wyjątkowo ciekawa. Dlatego też od razu pomyślałem, że szkoda by było, gdyby muzyka zespołu pod tą nazwą ukrytego była przeciętna. Szybko okazało się, że tak nie jest. „W Połogu” to ponad czterdzieści minut, jak się nietrudno domyśleć, black metalu, śpiewanego po polsku. I już na początku zaznaczyć należy, że liryki do tego albumu są równie intrygujące, co sama nazwa. Natomiast płynący z nich przekaz i emocje bardzo umiejętnie wyrażane są zarówno przez wściekły, pełen jadu agresywny śpiew, jak i występujące, choć w zdecydowanej mniejszości, zaśpiewy, zarówno męskie jak i żeńskie. Te ostatnio zresztą autorstwa nie byle kogo, bowiem odpowiedzialna za ten element układanki jest Hekte Zaren, więc dodatkowych pytań nie przewiduję. Co się zaś tyczy zawartości czysto muzycznej, to pod tym względem jest też różnorodnie, choć nie na chama. Zdaje się, że Poroniec znaleźli doskonały przepis na połączenie ze sobą starej szkoły z elementami nieco bardziej modernistycznymi. Poza charakterystycznymi dla drugiej fali chłodnymi tremolo, panowie nie opierają się drobnym dysonansom czy też momentami riffowaniu w bardziej deathmetalowym stylu. Nie forsują przy tym nadmiernie tempa, krocząc raczej w rejonach umiarkowanych i bardzo zgrabnie równoważąc gwałtowne zrywy elementami ocierającymi się nawet o „post” black metal. W utworach Porońca doszukamy się zarówno melodyjnego bujania jak i wściekłych ataków na oślep. Ponadto nie brak na tych nagraniach elementów bardziej mistycznych, a nawet nieco teatralnych, zwłaszcza gdy wolnym akordom towarzyszą wiedźmowe wokale. Ogromną zaletą tego materiału jest towarzyszące mu przez cały czas napięcie. Muzycy potrafią w mistrzowski sposób podsycać buchający z ich muzyki czarny płomień, którego moc nie słabnie nawet w chwili, gdy zdaje się on lekko przygasać. Sporą zaletą tych kompozycji jest także niemożliwość bezpośredniego porównania ich do konkretnego inspiratora czy inspiratorów. Pewnie, można na siłę wytykać, że tu jest jakieś podobieństwo do Morowe / Furii, tam nuta przypomina Manbryne, czy też bardziej zasłużonych klasyków, ale to w sumie takie porównania na siłę. Mimo iż nowatorstwa na tej płycie niewiele, to całość posklejana jest według autorskiego pomysłu. Po raz kolejny dowodzi to, że nasza scena blackmetalowa jest obecnie jedną z najsilniejszych na świecie. I to, że dziś uznam debiut Porońca za jedną z najciekawszych polskich blackmetalowych pozycji w tym roku, kandydata to ścisłego top w grudniowych podsumowaniach, wcale tutaj niczego nie przesądza. Bo nie zdziwię się, jeśli jutro znów wyskoczy mi jakiś diabeł z pudełka. Nie zmienia to jednak faktu, że po „W Połogu” sięgnąć wypada, a nawet należy. Bo to jest bardzo… wróć. Kurewsko, mocny album.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz