poniedziałek, 30 października 2023

Recenzja BLACK EUCHARIST „Inn Of The Vaticide”

 

BLACK EUCHARIST

„Inn Of The Vaticide”

Godz Ov War Productions 2023

Kojarzycie może Black Ejaculate ze Stanów? Może nieco odświeży Wam się pamięć, gdy przypomnę, że na okładce ich materiału demo widniał zalany spermą, dekapitowany jezusek ze swym członkiem w ustach? Widzę, że po tym przypomnieniu coś tam u niektórych zatrybiło. Pytanie to zadałem oczywiście nieprzypadkowo. W roku Bestii 2021 Black Ejaculate przekształcił się bowiem w Black Eucharist, by po niespełna 24 miechach od zmiany nazwy, zaatakować w bieżącym roku swym pierwszym, dużym albumem, o którym tu sobie teraz chwilkę porozmawiamy. Tak więc „Inn of the Vaticide” to kapkę ponad 39 minut surowego, szorstkiego, wulgarnego US Black Metalu inspirowanego korzeniami tego gatunku, jakie wykształciły się ponad trzy dekady temu za wielką kałużą. Barbarzyński, agresywny i nacechowany pierwotnym bluźnierstwem to materiał, który opiera się na bezpośrednich, najczęściej prostych (nie mylić jednak z prostackimi), siarczystych bębnach, rozrywających partiach basu, gwałtownych, bestialskich riffach i obskurnych, klasycznie plugawych wokalach. Słychać, że swe piętno na muzyce Black Eucharist odcisnęło dosyć wyraźnie dziedzictwo Profanatica, wczesnego Havohej, czy Grand Belial’sKey. Miejscami można odnaleźć także zredukowane do struktur elementarnych zagrywki o Death/Thrash Metalowym rodowodzie, inspirowane nieco satanicznym Heavy Metalem chwiejne akcenty rytmiczno-melodyczne, potężne, złowieszcze tekstury zaczerpnięte z Metalu Śmierci starej szkoły, czy mrożące krew w żyłach dodatki podsycające szaloną nienawiść i maniakalną bezkompromisowość tego krążka. Ogólnie nie da się nie zauważyć, że Black Metal, jaki znajdziemy na tym albumie, docenia bliskość rdzennej, Death Metalowej formy, przyjmuje ją z otwartymi ramionami i nie jest sztucznie sentymentalny, co mnie osobiście bardzo satysfakcjonuje. Wypada więc podziękować Panu Grzegorzowi z Godz Ov War, że wtłoczył ten materiał na srebrny dysk (wcześniej bowiem był on dostępny jako digital album, Mc i 12”Lp) i dał wszystkim, preferującym ten nośnik dźwięku (w tym także i mnie) możliwość rozkoszowania się tym ze wszech miar udanym, konserwatywnie bluźnierczym krążkiem, pod którym podpisuję się wszystkimi czterema kopytami.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz