poniedziałek, 16 października 2023

Recenzja Psicosfera „Summa Negativa”

 

Psicosfera

„Summa Negativa”

Lavadome Prod. 2023

Psicosfera to zespół pochodzący z Agrentyny. Panowie mają już na koncie dwa albumy, jednak najnowszy, mający ukazać się niebawem pod banderą Lavadome Productions, stanowi dla nich pewnego rodzaju nowe rozdanie. Z bardzo prostego powodu. Dotychczas ich kompozycje były czysto instrumentalne i próżno było szukać na „AlphA” i „Beta” odgłosów paszczą. Moim zdaniem zespół postąpił bardzo słusznie nie nagrywając „Gamma”, bo co za dużo, to niezdrowo. Zwłaszcza kiedy tworzy się taką muzykę. Może zacznę od tego, że „Summa Negative” to materiał, który na początku nieco odpycha. Ale i jednocześnie nie daje spokoju i przyciąga z powrotem niczym magnes. Panowie w swoich kompozycjach mieszają black i death metal w dysonansowym stylu, co faktycznie na wstępie może wydawać się kolejnymi popłuczynami po Gorguts. Sprawa nie jest jednak taka prosta i dość szybko to, co zdawało się wpychaniem pozornie nie pasujących do reszty pomysłów, staje się największą wartością rzeczonego albumu. Stylistycznie, jak już wspomniałem, obracamy się w obszarze dość popularnego od wielu lat amalgamatu. Kompozycje Psicosfera nie są piosenkami do zanucenia. Choćby dlatego, że harmonie przenikają się i zmieniają w każdej kompozycji tyle razy, że na dobrą sprawę mogłyby wypełnić trzy inne utwory i nadal niczemu by nie umniejszyły. Argentyńczycy przechodzą z akordy w akord, łamią riffy, tasują tempo, wrzucają w wir przeróżne ozdobniki, co nie przypomina dreptania wytartą ścieżką, a raczej przebijanie się z maczetą w ręku przez gęste zarośla kryjące mnóstwo niebezpiecznych pułapek. Zespół na pewno nie ogranicza się stylistycznie i chętnie czerpie z gatunków bliższych i dalszych metalowemu graniu. Zachowuje jednak przy tym granice przyzwoitości, dzięki czemu utwory Psicosfera pozbawione są smętnego pitolenia czy radosnych przyśpiewek. Nawet wolniejsze, mniej agresywne fragmenty mają w sobie coś niesamowicie tajemniczego, co wciąga i intryguje. Niezwykle pomocne są przy tym wokalne wariacje, równie odjechane co sama muzyka, ale tak samo pozostające w ramach pewnych standardów i nie szokujące pseudooperowymi zaśpiewami czy płaczliwym jękiem. Myślę sobie, że „Summa Negativa” jest niczym jajko. Aby dotrzeć do treści, trzeba najpierw obrać je ze skorupki. Nie oczekujcie, że ten krążek trafi was bezpośrednio w serce za pierwszym podejściem. Trzeba dać mu odpowiednią ilość czasu, ochłonąć i pozwolić płynącym dźwiękom poukładać się w logiczną całość. Duch tych nagrań nie dawał mi spokoju i nie pozwolił odpuścić, nie wiem dlaczego. Ale będąc na piątym czy szóstym okrążeniu zauważyłem, że totalnie mną zawładnął. Dlatego też jeśli nie boicie się wyzwań, spędźcie z „Summa Negativa” kilka chwil. Zapewniam, że warto te dźwięki eksplorować, bo końcowe wrażenia wynagradzają wszystko. Znakomity album.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz