niedziela, 8 października 2023

Recenzja Wormhole „Almost Human”

 

Wormhole

„Almost Human”

Season Of Mist 2023

W zmienionym i poszerzonym składzie z nową płytą powróciła międzynarodowa kapela Wormhole. Założona przez braci Kumar w 2015 roku na swym koncie, łącznie z najnowszym, posiada już trzy albumy. Ich debiutu nie miałem jeszcze okazji przesłuchać, ale słyszałem poprzednie wydawnictwo „The Weakest Among Us” i konfrontując je z najnowszą propozycją mogę z całą pewnością stwierdzić, że chłopaki płyną jeszcze mocniej. Ci, którzy znają ten zespół wiedzą czego mogą się spodziewać, sięgając po „Almost Human”, który zawiera kolejne osiem kawałków technicznego i zarazem brutalnego death metalu. Tak właściwie to można odnieść wrażenie, że cała muzyka Wormhole opera się na gitarach Samil’a i Senjay’a, którzy wycinają na swoich gryfach niesamowite łamańce. Każdy z umieszczonych tu krótkich numerów, bo wszystkie trwają około trzech minut, naładowany jest nimi po same brzegi, a ich różnorodność wręcz poraża. Jedno jest pewne, obcując z „Almost Human” nie można się nudzić. Płynące z tej produkcji dźwięki stanowią fantastyczne połączenie bezlitosnych riffów z wirtuozerskimi akordami w wykonaniu tych dwóch wioślarzy, dla których równie doskonała sekcja rytmiczna wydaje się być tylko tłem. Mnogość rwanych i połamanych zagrywek, dysonansowych uderzeń jak i mistrzowskich solówek wysuwa się na pierwszy plan, a niekiedy dosłownie improwizujący bas wraz z perfekcyjnie punktującą perkusją odpowiednio zagęszczają tą nierzeczywistą jazdę bez trzymanki. Co więcej ten barbarzyński i pokręcony atak wspomaga, znany z udziału w kilku deathcorowych projektach wokalista Julian Kersey, którego growle to jeden parszywy rzyg, dodatkowo podbijający drapieżność tego materiału. Ta swoista konsolidacja slam i death metalu stworzyła potwora, który jawi się jako nierzeczywisty, drakoński, metalowy jazz. Przy pierwszym spotkaniu może wydawać się niezrozumiały i niestrawny, lecz po kolejnych odsłuchach zaczyna wchodzić lekko i bez popitki. Pomimo dość złożonego charakteru, gdyż konstrukcja piosenek nie jest jednowymiarowa i na poszczególnych ich płaszczyznach dzieje się nie mało, to słucha się tego z przyjemnością i bez wysiłku. Zdaje się, że to zasługa długości utworów, które składają się w zaledwie dwudziestosześciominutowe dzieło. Co prawda intensywne i momentami trochę kręte, ale przy tym bezlitośnie miażdżące. Osiem szybkich strzałów, zostawiających delikatny mętlik w głowie. Wormhole grać potrafi, nie ma co.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz