Nôidva
„Lappish
Shatanism”
Purity Through Fire 2023
Nôidva
to fiński kwartet, który trzy lata temu wydał na świat swój debiut, a niebawem,
bo 27 października powróci z najnowszą propozycją. Różnie to bywa u tej nacji z
black metalem, ale ten w ujęciu Nôidva jest dość ciekawy. Podany w surowej
formie, za pomocą zimnych i wysoko nastrojonych gitar oraz niemiłosiernie
łomoczącej sekcji rytmicznej, przywdziewa nieco „piwniczno-leśne” szaty.
Wypełniony folklorystycznymi melodiami, które mieszają się z dość agresywnymi
riffami przypomina trochę coś, co kiedyś robili panowie z At The Gates czy
Hades. Black metal w wykonaniu Finów jest w dużej mierze oparty na thrashowym
kostkowaniu, tremolo występuje w nim śladowoi zbliżony jest do norweskiego
sposobu na satanistyczne granie. Tak jest przynajmniej w tych szybszych momentach,
kiedy to akordy wygrywane są z dużą powagą i stanowczo rozprawiają się ze
słuchaczem. Dla odmiany niekiedy wolniejsze chwile na „Lappish Shatanism” swoim wyrazem
mogą przywodzić skojarzenia z grecką sceną. Wszystkie te podobieństwa można
wychwycić przy uważnym wsłuchaniu się w ten materiał, lecz w całościowym
wymiarze tak naprawdę nie mają znaczenia, gdyż Nôidva komponuje na swój
niepowtarzalny sposób, zapodając ostry black metal, w który wplatają cepelię z
Krainy Tysiąca Jezior. Nie jest to jednak nic chwytliwego i przaśnego.
Poszczególne kompozycje przesycone są mrocznym mistycyzmem finlandzkich lasów,
który dopełniony złośliwym traktowaniem strun i mikrofonu przybiera złowrogą
postawę, nie znoszącą chrześcijańskiego porządku. Brudna i chropowata produkcja
potęguje nienawiść do otaczającej nas na co dzień rzeczywistości i czyni z
„Lappish Shatanism” iście pogański black metal, nawiązujący do początków
drugiej fali, pełen autentycznej pasji i przywiązania do tradycji. Ciekawa
podróż w miejsce, gdzie zimno jak cholera, a lasy gęste i pełne upiornych
cieni.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz