Grauwsaem
/ Doodskrijs
„Grafroof”
(split tape)
Nomad Snakepit Productions 2023
Holenderska
scena potrafi zadziwić. Tak też jest w przypadku tego splitu, który szesnastego
października wypuści Nomad Snakepit Productions. Niestety będzie to tylko sto
taśm, a więc wszyscy chętni do ich posiadania powinni się spieszyć. Nośnik ten
zawiera nagrania dwóch niderlandzkich kapel, które dzisiaj już nie istnieją, a
udzielali się w nich obecni członkowie takich składów jak Fluisterwoud i D.R.E.P. Pierwotnie
materiały te zarejestrowano w roku dwutysięcznym, ale doskonale przetrwały
próbę czasu. Jest jednak jedno „ale”, bo po trzy kawałki od każdego z tych
zespołów to dla mnie zdecydowanie za mało. Chciałbym więcej, gdyż black metal w
ich wykonaniu to niemalże idealna czerń. Tą sataniczną mszę rozpoczyna
Grauwsaem, racząc nas funeralnym bleczurem, który płynie ospale, a proste riffy
wygrywane są za pomocą zimnej gitary, której towarzyszy wyraźny bas i wycofana perkusja.
Nad wszystkim unoszą się upiorne wokale, sącząc ze spokojem bluźnierstwa
wszelakie. Atmosfera jaka tu panuje to spowity mgłą cmentarz wśród starych
drzew, a groby się na nim znajdujące pokryte są grubym mchem. Produkcja dźwięku
jest niedbała wręcz chropowata, wpadająca w wersję „raw” tego gatunku. Jest tu
nieprzyjaźnie i nieludzko podobnie jak we wczesnych poczynaniach Samael’a. Gdy
wkracza Doodskrijs robi się równie nieprzyjemnie tylko w trochę odmienny
sposób. Pierwszy numer ma zdecydowanie rytualny charakter i przypomina
dokonania Hell’s Coronation. To wolna muzyka, która sunie z godnością. Wiosło
snuje przygnębiającą melodię, sekcja miarowo wybija rytm, a gość odpowiedzialny
za mikrofon wydaje z siebie nostalgiczny warkot. Pojawiające się chwilami,
subtelnie użyte klawisze, podbijają okultystyczny klimat, który wprowadza
słuchacza w hipnotyczny stan. Kolejny utwór jest zgoła inny. Królują w nim
średnie tempa, przez co robi się agresywniej i bardziej stanowczo. Po
nastrojowości jego poprzednika nie ma już śladu, ale za to dostajemy sporo tego
specyficznego bujania w norweskim stylu. Ostania kompozycja tej składanki jest
wyraźnie najszybszą z całej szóstki. Swym usposobieniem przypomina nieco
„Transilvanian Humger” bądź te stricte black metalowe wałki Isengard. Tnie on
mocno i bez pardonu, kończąc to wydawnictwo piskliwym sprzężeniem gitar.
Przekurwazajebisty to split, na którym spotkać można nieznane, ponieważ nigdy
one nie zostały wydane w formie fizycznej, nagrania tych holenderskich hord,
niosące ze sobą black metal w surowym i klasycznym wydaniu. Niejako,
popełniając plagiat chciałoby się rzec: „piekło, labirynty, diabły”, normalnie.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz