sobota, 14 października 2023

Recenzja Grauwsaem / Doodskrijs „Grafroof”

 

Grauwsaem / Doodskrijs

„Grafroof” (split tape)

Nomad Snakepit Productions 2023

Holenderska scena potrafi zadziwić. Tak też jest w przypadku tego splitu, który szesnastego października wypuści Nomad Snakepit Productions. Niestety będzie to tylko sto taśm, a więc wszyscy chętni do ich posiadania powinni się spieszyć. Nośnik ten zawiera nagrania dwóch niderlandzkich kapel, które dzisiaj już nie istnieją, a udzielali się w nich obecni członkowie takich składów jak Fluisterwoud i D.R.E.P. Pierwotnie materiały te zarejestrowano w roku dwutysięcznym, ale doskonale przetrwały próbę czasu. Jest jednak jedno „ale”, bo po trzy kawałki od każdego z tych zespołów to dla mnie zdecydowanie za mało. Chciałbym więcej, gdyż black metal w ich wykonaniu to niemalże idealna czerń. Tą sataniczną mszę rozpoczyna Grauwsaem, racząc nas funeralnym bleczurem, który płynie ospale, a proste riffy wygrywane są za pomocą zimnej gitary, której towarzyszy wyraźny bas i wycofana perkusja. Nad wszystkim unoszą się upiorne wokale, sącząc ze spokojem bluźnierstwa wszelakie. Atmosfera jaka tu panuje to spowity mgłą cmentarz wśród starych drzew, a groby się na nim znajdujące pokryte są grubym mchem. Produkcja dźwięku jest niedbała wręcz chropowata, wpadająca w wersję „raw” tego gatunku. Jest tu nieprzyjaźnie i nieludzko podobnie jak we wczesnych poczynaniach Samael’a. Gdy wkracza Doodskrijs robi się równie nieprzyjemnie tylko w trochę odmienny sposób. Pierwszy numer ma zdecydowanie rytualny charakter i przypomina dokonania Hell’s Coronation. To wolna muzyka, która sunie z godnością. Wiosło snuje przygnębiającą melodię, sekcja miarowo wybija rytm, a gość odpowiedzialny za mikrofon wydaje z siebie nostalgiczny warkot. Pojawiające się chwilami, subtelnie użyte klawisze, podbijają okultystyczny klimat, który wprowadza słuchacza w hipnotyczny stan. Kolejny utwór jest zgoła inny. Królują w nim średnie tempa, przez co robi się agresywniej i bardziej stanowczo. Po nastrojowości jego poprzednika nie ma już śladu, ale za to dostajemy sporo tego specyficznego bujania w norweskim stylu. Ostania kompozycja tej składanki jest wyraźnie najszybszą z całej szóstki. Swym usposobieniem przypomina nieco „Transilvanian Humger” bądź te stricte black metalowe wałki Isengard. Tnie on mocno i bez pardonu, kończąc to wydawnictwo piskliwym sprzężeniem gitar. Przekurwazajebisty to split, na którym spotkać można nieznane, ponieważ nigdy one nie zostały wydane w formie fizycznej, nagrania tych holenderskich hord, niosące ze sobą black metal w surowym i klasycznym wydaniu. Niejako, popełniając plagiat chciałoby się rzec: „piekło, labirynty, diabły”, normalnie.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz