End
„The
Sin Of Human Frailty”
Closed Cascet Activities 2023
Wiele
już było zespołów, które nosiły tą nazwę, ale ta jest z USA i powstała w 2017
roku w New Jersey. Trzy lata temu ukazał się ich pierwszy album „Splinters From
An Ever-Changing Face”. Znacie? Pewnie nie. Ja też nie zwłaszcza, że tych
pięciu panów zajmuje się metalcorem, a to nie jest mój ulubiony sposób na
tworzenie piosenek. Niemniej jednak, kierując się tym, że sam „Forbes” określił
ich jako kolejną potęgę w muzyce hardcorowej, a przede wszystkim, iż jesusatan
podesłał mi to na skrzynkę, zdecydowałem się sprawdzić ten niby fenomen. Co
znalazłem na „The Sin Of Human Frailty”? Wyobraźcie sobie, że dziesięć kawałków
mocno połamanej i energicznej napierdalanki, która robi niezły bałagan w głowie.
Momentami, do granic możliwości, chaotyczne riffy wręcz rozszarpują zwoje
mózgowe, aby nagle zwolnić, naprawiając choć na chwilę co przed chwilką
zepsuły. I tak przez cały materiał. Istna cyklofrenia. Soniczny atak miesza się
z industrialnymi przerywnikami. Karkołomne akordy, depresyjne momenty, mroczne
dysonanse i niekiedy drony. Agresywne riffy, przechodzące w popierdolone i na
oślep pędzące tremolo. Totalnie odjechane i wielowymiarowe kostkowanie
okraszone równie chorą i wkurwioną sekcją rytmiczną. Chaos, o określonym
porządku, który zrozumieją chyba tylko nieliczni. Wokalista krzyczy. Czy ktoś
go usłyszy? Pewnie tak, bo wrzeszczy dość głośno. Normalny odjazd. Taki jakiego
nawet po grzybkach nie uświadczyłem. Kiedyś, w latach dziewięćdziesiątych, była
taka kapela, która się nazywała Senser. Później pojawił się Rob Zombie ze swoją
„devil musick”. Teraz mamy End, będący być może połączeniem grania tych
projektów tyle, że wspomagany przez współczesną farmakologię, która daje
niezłego kopa, o jakim większości mieszkańcom Kensington Avenue się nie śniło.
Jeśli lubicie nowoczesny i chwilami mocno awangardowy metalcore, przypominający
jazz wyjęty z głów postaci filmu „Las Vegas Parano”, to bierzcie.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz